opublikowano: 26-10-2010
OLIGARCHIA
- RODOWÓD
Ach, jak to kusiło! Komunistyczni aparatczycy byli nadzorcami ogromnego majątku
państwowego, którym zarządzali w imieniu ludu pracującego miast i
wsi…czyli nikogo konkretnego… Byli prawie jego właścicielami. Ale PRAWIE
robi różnicę. Wielu posiadaczy PRL przekonało się w 1956 roku, że w jednej
chwili można stracić wszystko. Podobnie było w latach 1968, 1970, 1980. To były
bolesne doświadczenia. Z wielkorządców majątku narodowego część
towarzyszy stała się nikim. Nawet jeśli niektórym udało się przeżyć całe
życie przy korycie, to w obliczu śmierci zdawali sobie sprawę, że nie mogą
przekazać swoim dzieciom tego całego majątku, który prawie należał do
nich. Główną siłą, która stworzyła komunizm, była ludzka chciwość,
pragnienie zabrania majątku bogatym. Ten sam grzech główny obalił komunizm
(przynajmniej w bloku sowieckim). Nadzorcy, faktyczni posiadacze „narodowego
majątku”, zapragnęli stać się jego właścicielami, choć było to
totalnie sprzeczne z głoszoną przez nich ideologią, w imieniu której
wymordowali miliony ludzi.
Czy zaczęło się od jakiegoś spisku? Myślę, że nie. Jeśli zaczęło się
od spiskowania, to powstało równolegle wiele „spisków”, które z biegiem
czasu ogarnęły wszystkie partie komunistyczne krajów bloku sowieckiego, GRU i
KGB z ich przybudówkami.
Pewnie początkowo tylko niektórzy towarzysze szeptali sobie takie rzeczy pół
żartem pół serio, gdzieś w czasie wspólnego chlania, polowania itp. Po
jakimś czasie zaczęli rozmawiać o tym na poważnie a później tworzyć
polityczne plany.
Było zapewne wielu ideowych komunistów, którzy z odrazą podchodzili do
takich pomysłów. Ale i im nie obca była chciwość. Poza tym przez lata
widzieli niewydolność tego systemu. Jak długo można sobie wmawiać, że
chora idea jest słuszna? I jeszcze protesty społeczne. Zbrojne reakcyjne
podziemie udało im się wytępić…ale kiedy im się to udało, zaczęła występować
przeciwko nim ich „ukochana” klasa robotnicza. To właśnie ona zadała im
najstraszliwsze ciosy. Do tego doszło to, że blok sowiecki nie mógł
ekonomicznie wytrzymać wyścigu zbrojeń. To wszystko sprawiło, że pewne
naturalne ludzkie pragnienia ukształtowały się w pewien spisek lub serię
spisków w partii komunistycznej i w bezpiece. Trudno określić czy taki spisek
powstał w KPZR czy w PZPR a może w GRU lub „polskim” WSW. Może powstał
po prostu w kilku różnych miejscach równolegle. Spisek ten szybko przestał
być spiskiem a stał się programem wszystkich kompartii.
Dlaczego królikiem doświadczalnym zrobiono Polskę? Może tam właśnie powstały
takie plany a więc polscy towarzysze byli już dobrze przygotowani do takiej
akcji? Być może Polskę wybrano dlatego, że już dawno była otwarta na świat,
na wpływy zachodnie, było tu najwięcej „prywaciarzy” itp. Może
towarzysze radzieccy tak wierzyli w zdolności generała Kiszczaka.
Prawdopodobnie bezpośrednią przyczyną rozpoczęcia tych zmian w Polsce były
strajki w maju i sierpniu 1988, które przestraszyły wahających się jeszcze
sowieckich przywódców.
W każdym razie to właśnie w naszym kraju wypróbowano tę „transformację”,
którą planowano już dawno i którą w końcu przeprowadzono we wszystkich
krajach bloku sowieckiego. 31 sierpnia 1988 Czesław Kiszczak zaproponował
rozmowy „Okrągłego Stołu”. Nieoficjalne rozmowy między komunistycznymi władzami
a przywódcami „podziemnej” opozycji toczyły się już od kilku lat. Teraz
rozpoczęły się rozmowy oficjalne, pokazujące światu gotowość bloku
sowieckiego do idących bardzo daleko zmian ustrojowych. Kiedy politycy
„komuny” i „opozycji” przygotowywali się do rozmów w Magdalence i przy
Okrągłym Stole, komunistyczna nomenklatura, czyli działacze i bezpieczniacy
zajmujący się gospodarką, przygotowywali się do Wielkiego Skoku na Kasę.
Niektórzy twierdzą, że przy Okrągłym Stole czerwoni zrezygnowali z władzy
w zamian za przejęcie własności. Nie jest to do końca prawda.
Postkomunistyczna oligarchia nie tylko przejęła państwowy majątek, ale właśnie
dzięki temu znacznie też umocniła i utrwaliła swoją władzę polityczną.
Solidarnościowcy dostali za to polityczne „zabawki” i różne takie okruchy
z pańskiego stołu.
SZCZEGÓŁY TECHNICZNE
O tym w jaki sposób komunistyczna nomenklatura przejmowała majątek państwowy
napisano już wiele książek i artykułów. Ja nie chcę tutaj wchodzić zbyt głęboko
w szczegóły techniczne. Najważniejsze było to, że rozgrabienie państwowego
majątku zostało zaakceptowane przez całą partię, przez liderów opozycji,
przez hierarchów kościelnych, przez towarzyszy z Moskwy i przez Zachód.
Kwestie techniczne były sprawą drugorzędną.
Złodziejska forma prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych nie była jedyną
formą grabieży. Jedną z nich (chyba nawet pierwszą) było pośrednictwo spółek
nomenklaturowych w transakcjach pomiędzy przedsiębiorstwami państwowymi a później
także między przedsiębiorstwami państwowymi a prywatnymi. Należy też
wspomnieć o grabieży gruntów, wykupywanych za bezcen, na podstawie różnych
spec-ustaw, z których korzystać mogła tylko rodząca się oligarchia.
Gdy postkomunistyczna oligarchia rosła w siłę a jej klienteli politycznej żyło
się dostatniej, równocześnie gnojone były wszelkie zalążki klasy średniej.
Rolnicy i rzemieślnicy wpuszczeni zostali w „pułapki kredytowe”. Małym
firmom na początku pozwolono się trochę rozwinąć, ale wkrótce dokopano im
nieludzkimi podatkami.
Grabieży majątku narodowego dokonywano niekiedy w majestacie prawa, niekiedy
na jego granicy a niekiedy ewidentnie wbrew obowiązującemu prawu. Myślę, że
jeśliby komuniści chcieli, to mogliby przygotować przepisy tak, aby każda
oligarchiczna kradzież była formalnie zgodna z „prawem”. Jednak wielu
oligarchów (może wszyscy) przejmując majątek państwowy musiało wejść w
konflikt z prawem. Z pewnością chodziło o stworzenie pewnego rodzaju
solidarności w zbrodni, aby dalej działać w jedności, chociaż w innym
systemie. Ponoć nic nie łączy ludzi tak mocno jak wspólnie popełniona
zbrodnia…
Ciężko jest odkryć jaki był „klucz” do uwłaszczenia nomenklatury - kto
został wyznaczony do przejęcia własności i co komu przypadło w udziale. I
czy w ogóle był jakiś klucz? Może generał Kiszczak dał tylko „wędkę”
nomenklaturze a później była tylko „wolna amerykanka” między nimi? Myślę,
że nie puszczono wszystkiego na żywioł. Ta wielka grabież musiała być
kontrolowana. Inaczej doszłoby do wojny domowej. Z pewnością ustalony był
jakiś klucz, aby wiadomo było komu wolno grabić i mniej więcej w jakim
sektorze. Jakiś element „wolnej amerykanki” musiał też w tym być.
Przecież od komunizmu już odeszliśmy. Ale i tak każdy z postkomunistycznych
oligarchów zgromadził olbrzymi majątek, więc wielkiej zazdrości między
nimi nie było. Byli jednością i są nią do dzisiaj. Może jedynie na
Ukrainie doszło do konfliktu dwóch oligarchicznych grup, co doprowadziło do
„Pomarańczowej Rewolucji”.
OLIGARCHIA A LUSTRACJA I DEKOMUNIZACJA
W Czechach lustracja i dekomunizacja nie uderzyły bezpośrednio w
postkomunistyczną oligarchię. Zaatakowały ją pośrednio, uderzając w znaczną
część ich klienteli. Nieujawnieni agenci służb specjalnych są ważnym
instrumentem w rękach oligarchii. Zawsze można ich zmusić do lojalności groźbą
ujawnienia. Starzy komunistyczni politycy urzędnicy gwarantowali oligarchii
dalszą kontrolę nad administracją i polityką. Było to szczególnie ważne
na początku transformacji. W Czechach postkomunistyczna oligarchia co prawda też
odgrywa dużą rolę w gospodarce i ma też jakiś wpływ na politykę. Jest on
jednak chyba znacznie bardziej ograniczony w porównaniu z Polską i większością
krajów postkomunistycznych.
W Polsce po latach wprowadzono ustawę lustracyjną ale nie ma ona już większego
znaczenia. Przez te wszystkie lata oligarchia znalazła szereg innych sposobów
na kontrolowanie państwa i społeczeństwa.
KTO JEST OLIGARCHĄ
Lista postkomunistycznych oligarchów w zasadzie pokrywa się z listą
najbogatszych obywateli Polski. Ale nie do końca. Być może istnieją w Polsce
ludzie niesłychanie bogaci, którym się po prostu udało, bo „wstrzelili się”
w jakąś próżnię na postkomunistycznym rynku i mieli dobry pomysł na
biznes. Może jest kilka wyjątków, które potwierdzają regułę. Nie wierzę
raczej aby byli wśród oligarchów zwykli kryminalni złodzieje, którzy potem
zainwestowali w jakieś intratne biznesy. Siedziałem trochę w więzieniu za
politykę, ale przeważnie z kryminalistami i wiem, że w mentalności złodzieja
leży raczej trwonienie ukradzionej kasy niż oszczędzanie i inwestowanie. Poza
tym co i komu mieliby kraść w PRL i „III RP” aby dorobić się tak
ogromnych pieniędzy? Zwykły złodziej czy gangster oligarchą zostać nie mógł.
Ciekawe jest, że nie ma żadnego oligarchy, wywodzącego się z „Solidarności”.
Kiedyś byłem pewien, że komuniści zapewnili niektórym z nich wejście do
oligarchii. Jednak dziś jestem pewien, że tak się nie stało. Dzisiejsza
OLIGARCHIA TO PO PROSTU POSTKOMUNA.
Oczywiście nie każdy były działacz komunistyczny został oligarchą. Myślę,
że Polskę przejęła grupa licząca kilkaset, może kilka tysięcy osób. Nie
wszystkich komunistów dopuszczono do grabienia majątku narodowego. Nie
wszyscy, którzy zostali do tego dopuszczeni, stali się oligarchami. Niektórzy
stali się jedynie klientelą oligarchów, którym trzeba było dać jakieś ochłapy.
Oligarchowie to władcy i właściciele Polski, zarówno w politycznym jak i
ekonomicznym sensie. Oni ten kraj po prostu MAJĄ.
MASKARADA
Już Arystoteles pouczał, że od formy ustroju ważniejsza jest treść. Każda
forma rządów może być dobra – demokracja, arystokracja, monarchia. Każda
z nich ma też swoje wynaturzone formy. Demokracja może przerodzić się w
ochlokrację, czyli rządy motłochu. Monarchie bywają wielce poczciwe ale
czasem przekształcają się w tyranie. No a pozory arystokracji, czyli rządów
najlepszych, może mieć właśnie oligarchia. Forma rządów może zwieść
kogoś, kto się dobrze nie przyjrzy temu jak system funkcjonuje w praktyce.
Kiedyś wybitni konstytucjonaliści zachodni pisali konstytucje dla byłych
kolonii w Afryce i Azji, które uzyskiwały niepodległość. Starali się nawet
dostosowywać te akty prawne do lokalnych zwyczajów, lokalnej kultury
politycznej. I nic z tego nie wychodziło. Wszystko wyglądało ładnie tylko na
papierku.
Jeśli chodzi o postkomunistyczne oligarchie, to nie przybierają one pozorów
arystokracji. Przybierają pozory demokracji. W dużym stopniu ma to związek z
panującą w dzisiejszym świecie modą na demokrację. Oligarchowie muszą
udawać idących z duchem czasu, gdy chcą wejść na światowe salony. Poza
tym, jeśli udawaliby arystokrację, to szybciej zostaliby rozszyfrowani i ośmieszeni.
W latach dziewięćdziesiątych nie wybaczyłyby im też tego doły partyjne, którym
przecież tak długo obrzydzali „straszliwych jaśniepanów”. A więc udają
demokrację i nieźle im to idzie. Jednak prawdziwej demokracji nie zbudują. Być
może dopuszczą pewne odchylenia w kierunku ochlokracji.
OLIGARCHIA A KONKURENCJA
W kapitalizmie rzeczą zbawienną i ożywczą dla gospodarki nie jest sama
prywatność przedsiębiorstw, ale KONKURENCJA pomiędzy prywatnymi przedsiębiorstwami.
To właśnie konkurencja sprawia, że przedsiębiorcy muszą dać z siebie
wszystko, że muszą stale podwyższać jakość a ceny zbijać. W realnym
socjalizmie konkurencja została zabita przez państwowe monopole i dlatego właśnie
system był niewydolny i miał problemy ze wszystkim, nawet z przysłowiowym
sznurkiem do snopowiązałek. Ale gdy przedsiębiorstwa prywatne pozbawione są
konkurencji, to zaczynają „obrastać w tłuszcz” i działać podobnie jak
przedsiębiorstwa państwowe a nawet gorzej, bo tym przynajmniej administracja
stawia warunki.
Główną przyczyną zaniku konkurencji przedsiębiorstw prywatnych są
monopole, duopole i oligopole, czyli opanowanie rynku przez jedno lub dwa
podmioty lub ich grupę.
Pomyślmy co by się stało, gdyby właścicielem całego majątku został na
przykład generał Kiszczak. Gospodarka stałaby się w jakimś sensie prywatna,
bo w rękach prywatnego właściciela. Konkurencji nie byłoby żadnej, nawet
takiej szczątkowej, która była za Peerelu. Jedyny właściciel mógłby robić
co chce, dyktować ceny i nie liczyć się w ogóle z prawami popytu i podaży.
Byłby to swoisty „monopol”, ale obejmujący nie tylko jakąś gałąź
gospodarki ale całą gospodarkę.
Załóżmy, że właścicielami zostałyby dwie osoby – Kiszczak i Jaruzelski.
Teoretycznie byłaby już tu jakaś konkurencja – między jednym a drugim. Ale
faktycznie także taki swoisty „duopol” mógłby robić wszystko wspólnie i
w porozumieniu - dyktować ceny i nie liczyć się w ogóle z prawami popytu i
podaży.
Podobnie byłoby, gdyby majątek podzielono między biuro polityczne – powstałby
swoisty „oligopol”, obejmujący całą gospodarkę. Oczywiście na to nie byłoby
żadnej zgody.
Czy zwiększenie uczestników takiego „totalnego oligopolu” do kilkudziesięciu,
kilkuset, nawet kilku tysięcy osób wiele by zmieniło? Zwłaszcza kiedy osoby
te łączy wspólny rodowód, wspólna grabież i związki personalne i
polityczne. Moim zdaniem – NIE! A właśnie kasta oligarchów, którzy przejęli
gospodarkę liczy moim zdaniem kilkaset do kilku tysięcy rodzin. Oni nigdy nie
dopuszczą do powstania silnej konkurencji dla siebie. Oni po prostu rządzą
gospodarką, a w ten sposób mają też przeogromny wpływ na politykę.
OLIGARCHIA A GRUBA KRESKA
Przejęcie gospodarki dało ogromną władzę oligarchii. To daje solidne
podstawy do politycznego panowania nad krajem. Trzeba też kontrolować układy
i powiązania partyjne i ponadpartyjne, kontrolować instytucje.
Pełną władzę oligarchia uzyskała, dzięki zachowaniu swoich wpływów w
polityce, w urzędach, w sądownictwie, w służbach specjalnych…po prostu wszędzie.
Szczególny prezent zrobił im rząd Tadeusza Mazowieckiego, ogłaszając
„grubą kreskę”. To oznaczało, że stare układy pozostają we wszystkich
instytucjach. Przychodzą nowi ministrowie, niekiedy dyrektorzy departamentów,
ale średni szczebel administracji pozostaje ten sam. Pozostają też te same
instytucje. Niektóre z nich trzeba co prawda zreformować, ale też pod kontrolą
oligarchii. Okrągłostołowa transformacja dała oligarchom przejęcie majątku
narodowego na własność i monopol na kapitał. Brak lustracji dawał im możliwość
kontrolowania polityki poprzez nieujawnionych agentów. „Gruba kreska”
gwarantowała im zachowanie kontroli nad administracją i sądownictwem. Władza
oligarchii stała się niemal absolutna. Pewnie wtedy otwierali okna i patrząc
w dal mówili do siebie:
„Ten kraj jest nasz!”
OLIGARCHIA A BISKUPI
Bardzo wzmacniające było dla oligarchii „błogosławieństwo” jakie
przemiany otrzymały od biskupów. Naród Polski zachował wiarę i silny Kościół
– i dobrze. Niestety głos biskupów w sprawach politycznych peerelowski ludek
zaczął traktować jako głos Kościoła, a może nawet samego Boga. Mało kto
zdawał sobie sprawę, że choć władza hierarchii w Kościele jest duża, to
dotyczy ona jednak takich spraw jak wiara, moralność, dyscyplina kościelna
ale nie polityka. W sprawach politycznych oczywiście Kościół też powinien
zabierać głos, ale w tym przypadku głos przeciętnego „katolika
Kowalskiego” jest równy z głosem nie tylko księdza proboszcza ale nawet
biskupa. Tego jednak „Kowalscy” nie wiedzieli i słuchali we zawsze głosu
biskupów, którzy często tego nadużywali.
Biskupi uznali też, że Kościół w życiu społecznym musi ogrywać rolę
„troskliwej mamuśki”, która musi uważać, aby jej ludek się nie narażał,
nie zrobił sobie krzywdy. Powtarzali co prawda zawsze słowa Chrystusa „nie lękajcie
się”, „wypłyń na głębie” itp, ale w praktyce robili coś zupełnie
odwrotnego. Przeważnie byli w stanie zaakceptować każdy brudny kompromis, aby
nie dopuścić do konfrontacji. Tak było przede wszystkim z Okrągłym Stołem.
Przy okazji wypracowali sobie pozycję społecznego mediatora, co dało im silną
pozycję w społeczną w nowej rzeczywistości. Obawiam się, że niektórzy z
biskupów pełnią rolę mediatorów pomiędzy oligarchami. To daje im jeszcze
silniejszą pozycje, ale jest drogą do piekła.
OLIGARCHOWIE PANUJĄCY A OLIGARCHOWIE STERUJĄCY
Współczesnych polskich oligarchów można podzielić na „panujących” i
„sterujących”. Kiedyś byli też oligarchowie-politycy, bezpośrednio
zajmujący się polityką, ale to już u nas przeszłość. Tacy dominują
krajach na wschód od naszej granicy, choć i tam są w odwrocie. Nowocześni
oligarchowie pilnują swojego kraju dyskretnie, jakby z tylnego siedzenia.
Oligarchowie PANUJĄCY rzadko ingerują w politykę. Oni raczej decydują, czego
politykom nie wolno robić, niż dyktują co mają robić. Taki oligarchiczny
sprzeciw, silniejszy niż veto prezydenckie, senackie oraz orzeczenie Trybunału
Konstytucyjnego razem wzięte. Przykładem takiego oligarchy panującego jest
Michał Sołowow, wielki przedsiębiorca ze szczytu listy najbogatszych ludzi w
Polsce i z pozycji 407 na liście najbogatszych ludzi świata. Fortunę swoja
zawdzięcza między innymi przejmowanymi za bezcen gruntami skarbu państwa i
gmin, w czym pomagał mu jego ojciec, komunistyczny działacz spółdzielczy.
Pomagali mu także przyjaciele z SLD, miedzy innymi Marek Ungier, ale później
nawiązywał dobre znajomości z politykami różnych opcji. Do tej pory nigdy
nie faworyzował żadnej opcji politycznej i bezpośrednio w politykę nie
ingerował. Widocznie dobrze dogadywał się z wszystkimi. Poza tym jest dość
młody i ma swoją pasję – rajdy samochodowe. Pewnie bezpośrednie kreowanie
polityki jeszcze go nie interesuje. Ale być może to się zmieni, może już się
zmienia, bo M. Sołowow planuje stworzyć ogólnopolską gazetę. Pewnie niedługo
też dołączy do oligarchów sterujących.
Oligarchowie, których nazwałem „sterującymi” są chyba najliczniejszą
grupą. To coś pośredniego między oligarchami panującymi a
oligarchami-politykami. Oni nie poprzestają na panowaniu. Oni lubią aktywnie
kreować politykę, bezpośrednio w nią nie wchodząc. Oni potrafią doprowadzić
do upadku ugrupowań politycznych. Oni potrafią je tworzyć i torować im drogę
do zwycięstwa. Nie są politykami, ale są bogami polityki. Oni są prawdziwą
pierwszą władzą, która ma pod sobą wszystkie inne „władze” w Polsce
– sądowniczą, ustawodawczą, wykonawczą i medialną. Dla nich działają też
służby specjalne. Nie zgadzam się jednak z popularnym twierdzeniem, że „w
Polsce rządzą służby”. Służby specjalne odgrywają dużą rolę w
oligarchicznym systemie władzy, ale nie rządzą. To były zawsze „psy”
szkolone do służenia obcym. Nie są zdolne do samodzielnego rządzenia. Nawet
tego nie pragną. Polską rządzi oligarchia.
Typowym oligarchą sterującym jest Ryszard Krauze - przedsiębiorca, jeden z
najbogatszych Polaków z majątkiem szacowanym przez magazyn Forbes na 3.5
miliarda złotych w 2008 roku. co dało mu 3. miejsce na liście najbogatszych
Polaków. W 1987 r. założył firmę Prokom (obecnie Prokom Software SA), jedną
z największych polskich firm informatycznych uzyskujących znaczne dochody z
kontraktów informatyzacji sektora publicznego: informatyzacja ZUS, MON, MEN,
NIK, KGHM, Poczty Polskiej. Krauze jest Gdynianinem i pewnie nie jest
przypadkiem, że z Trójmiasta pochodzi najwięcej prezydentów, premierów,
ministrów itd.
OLIGARCHOWIE - POLITYCY (różnica między oligarchią środkowoeuropejską a
wschodnioeuropejską)
W Polsce niewielu jest oligarchów, biorących bezpośredni udział w polityce.
Jeśli wchodzą do parlamentu jak na przykład Stokłosa, to tylko po to, aby
pilnować tam swoich interesów. W rozgrywki polityczne się nie angażują. Nie
piastują żadnych stanowisk. Ostatnim wyjątkiem od tej zasady był Ireneusz
Sekuła, który, jak wiemy, źle skończył…
Z związku z zachodnimi aspiracjami naszego kraju, wejściem do Unii
Europejskiej i NATO, oligarchowie nie mogli pozostać na świeczniku tak jak
oligarchowie w Rosji i na Ukrainie. Chociaż nawet na Ukrainie zaczyna się to
zmieniać. Wyraźnym przykładem jest Blok Julii Tymoszenko. Jest to blok
bardziej związany z oligarchią niż jakiekolwiek inne ugrupowanie na Ukrainie.
Jednak cwana Julia sama porzuciła biznes. W kierownictwie swojego ugrupowania
umieściła ludzi, którzy nigdy oligarchami nie byli. Tam, podobnie jak w
Polsce, oligarchowie cały czas sterują politykami, ale robią to dyskretnie,
„z tylnego siedzenia”. Juszczenko i Janukowycz po staremu angażują
oligarchów bezpośrednio do polityki. Jeśli nie zrozumieją, że popełniają
błąd, przegrają wszystko a piękna Julia zostanie ukraińską carycą.
W Polsce oligarchowie zrozumieli już dawno, że polityką należy sterować
dyskretnie. Nie należy osobiście angażować się w polityczny teatr, ale
trzeba mieć do tego wynajętych aktorów, zwanych politykami. Taki podział ról.
Jeśli oligarchia nie angażuje się bezpośrednio w politykę, to nie znaczy,
że jej nie ma, ani że jest słaba. W Polsce politolodzy i dziennikarze dali się
zwieść pozorom i piszą często o oligarchach na Ukrainie, w Rosji i innych
krajach wschodu. U nas takiego zjawiska nie zauważają. To wielki błąd! W
Polsce oligarchia ma dłuższe tradycje niż na wschodzie, bo u nas dużo wcześniej
zaczęła się „transformacja ustrojowa”. Jest też dużo silniejsza, bo ma
szersze koneksje międzynarodowe. Działa jednak dyskretniej.
JAK ZORGANIZOWANA JEST OLIGARCHIA
Tutaj mam niestety więcej pytań niż odpowiedzi. Polska oligarchia owiana jest
mgłą tajemnicy. Więcej wiemy o oligarchii rosyjskiej, o której wiele się
pisało wtedy, gdy Putin robił „porządki”. Jeszcze więcej wiemy o
oligarchii ukraińskiej, która stała się „popularna” w czasie „pomarańczowej
rewolucji”. Pisano o niej wtedy, że jest zorganizowana w regionalne
„klany”, z których główne to doniecki, dniepropietrowski, czernichowski,
centralny i zachodni. Być może polska oligarchia zorganizowana jest podobnie?
Może jednak zorganizowana jest inaczej i dlatego nie doszło w Polsce do tak
silnego konfliktu pomiedzy oligarchami jak na Ukrainie. Być może w tej chwili
nawet na Ukrainie oligarchia zorganizowana jest już zupełnie inaczej a klany
odeszły w przeszłość. A może nie ma żadnej organizacji. Każdy działa na
własną rękę sprawy załatwiane są nieformalnie między oligarchami
zainteresowanymi daną sprawą. Kto prowadzi mediacje w przypadku konfliktów.
Może wyspecjalizowali się w tym niektórzy biskupi. Może głównym rozjemcą
jest Aleksander Kwaśniewski. Wszak on jeździł godzić zwaśnionych oligarchów
na Ukrainie. Tym bardziej chyba robi to na swoim podwórku.
Co do sposobu w jaki zorganizowana jest polska oligarchia możemy na razie snuć
tylko domysły. Ale należy próbować to rozgryźć. Pomogłoby to znacznie w
zrozumieniu do końca oligarchii postkomunistycznej i w walce z nią.
CZY OLIGARCHIA TO „UKŁAD”
Myślę, że to nie jest odpowiednie słowo. Układają się ze sobą partnerzy,
w jakiś sposób równi sobie. Jarosław Kaczyński porównywał „układ” do
stolika brydżowego, przy którym siedzą różne grupy jako partnerzy.
Tymczasem tu partnerstwa nie ma. Jest jedna grupa dominująca – oligarchowie właśnie
i różne grupy służącej jej klienteli. Nie ma tu układających się partnerów.
Pan-oligarcha każe, sługa musi.
Słowo „układ” nie podoba mi się też dlatego, że jest to polityczny
neologizm, uniemożliwiający jakiekolwiek historyczne porównania. Słowo
„oligarchia” daje możliwość odniesień do historii doktryn politycznych
– już od czasów Arystotelesa. Pozwala też na porównania z oligarchicznymi
rządami z innych epok w Polsce i na świecie. Oczywiście należy tu jednak
pamiętać o specyfice oligarchii postkomunistycznej, różniącej się od
innych form oligarchii, znanych z historii.
OLIGARCHIA A SALON
Waldemar Łysiak napisał cykl książek na temat „Salonu”, rządzącego
Polską. Salon to bardzo głośne środowiska opiniotwórcze, które kierują
polityką. Nie będę tu streszczał książek Łysiaka jak „Rzeczpospolita Kłamców”
czy „Alfabet Szulerów”. Zachęcam do ich osobistego przeczytania.
Salon ma duży wpływ na politykę. Potrafi „zaszczekać” silnych polityków
i całe ugrupowania polityczne a z drugiej strony potrafi wykreować miernoty.
Jednak Salon nie rządzi krajem jak twierdzą niektórzy, ale wykonuje polecenia
oligarchów. Salon to część klienteli, ale tej bardzo głośnej, w przeciwieństwie
do klienteli cichej, którą są służby specjalne i urzędnicy.
OLIGARCHIA KONTRA KLUSKA
Roman Kluska założył swą firmę w 1988 praktycznie bez żadnego kapitału.
Początkowo komputery były skladane w warunkach chałupniczych. Pod
przewodnictwem Kluski Optimus S.A. stał się nie tylko czołowym producentem
komputerów w Polsce, ale też liderem rynku kas fiskalnych oraz współtwórcą
największego polskiego portalu internetowego Onet.pl. Firma odniosła duży
sukces finansowy i Kluska był zaliczany w latach 90. do grona najbogatszych
Polaków. Prowadzenia firmy zrzekł się w roku 2000, jako powody sugerując
m.in. atmosferę korupcji nie pozwalającą na prowadzenie w ówczesnej Polsce
uczciwych interesów. Jego majątek szacowano w chwili odejścia z firmy na
ponad 400 mln zł.
Roman Kluska jest przykładem tego, jak oligarchia niszczy niezależny biznes.
Jednak R. Kluskę potraktowano szczególnie ostro. Być może oligarchia pozwala
niektórym niezależnym biznesom funkcjonować pod jakąś kontrolą z ich
strony. Jednak Kluska był typem społecznika, z sympatyczną powierzchownością,
szybko zjednującym sobie ludzi. Otwarcie krytykował patologie życia
gospodarczego w Polsce. Polityką wtedy jeszcze się nie zajmował...ale
oligarchowie wiedzieli, że kiedyś może się zająć... Był więc
potencjalnym zagrożeniem. Postanowili więc go zniszczyć.
W lipcu 2002 r., już po rezygnacji z kierowania firmą, został w spektakularny
sposób aresztowany pod zarzutem wyłudzenia przez Optimus 30 mln zł podatku
VAT. Wolność odzyskał po wpłaceniu kaucji w wysokości 8 mln zł, odebrano
mu jednak paszport, a jako dodatkowe zabezpieczenie majątkowe zajęto jego
posiadłość.
W styczniu 2003 r. sprawa została umorzona przez Urząd Skarbowy w Nowym Sączu.
W listopadzie 2003 roku NSA uchylił wszystkie zaskarżone decyzje i zarządził
od organów podatkowych zwrot kosztów.
PRÓBA STWORZENIA OLIGARCHII SOLIDARNOŚCIOWEJ – Janusz Tomaszewski
Jak napisałem wcześniej nie ma żadnych oligarchów „solidarnościowych”.
Wszyscy oligarchowie zostali wyprodukowani przez komunę. Próbę stworzenia
solidarnościowej oligarchii podjął Janusz Tomaszewski, wicepremier i minister
spraw wewnętrznych w rządzie Jerzego Buzka. W lutym 1998 Gazeta Wyborcza
ujawniła, że na posiedzeniu Rady Ministrów Tomaszewski zgłosił propozycję
wprowadzenia całkowitego zakazu importu żelatyny do Polski, co sprzyjało
interesom krajowego monopolisty na rynku żelatyny, Kazimierza Grabka. Grabek był
ponoć byłym cinkciarzem, który po zmianie ustroju zainwestował w żelatynowy
biznes. Nie był jeszcze oligarchę, ale można było z niego oligarchę zrobić.
Myślę, że Tomaszewski stwierdził, że oligarchia komunistyczna jest nie do
ruszenia i że prawdziwą siłę polityczną można uzyskać tylko przez
stworzenie własnej oligarchii, która się jej przeciwstawi. Zaatakował go
Wiesław Walendziak, ówczesny szef Kancelarii Premiera, który nazwał działania
Tomaszewskiego „kapitalizmem politycznym”. Zaatakował Tomaszewskiego za próbę
stworzenia nowej oligarchii (i słusznie!), ale nigdy nie atakował oligarchii
postkomunistycznej. Działał więc ewidentnie na rzecz oligarchii
postkomunistycznej. Kiedy po kilku latach Walendziak odszedł z polityki i przyjął
stanowisko w jednej z firm Ryszarda Krauzego, wszystko stało się jasne.
Ale Tomaszewskiego też nie pochwalam. Nawet jeśli jakimś cudem udałoby mu się
stworzyć własną oligarchię, to szybko jego Grabkowie i inni „roztopiliby
się” w oligarchii postkomunistycznej i nie dałoby się ich odróżnić od
innych.
OLIGARCHIA A SŁUŻBY
Popularne jest dziś hasło "w Polsce rządzą służby"...i jest w
tym ziarenko prawdy. Współczesne slużby mają spory wplw na władzę i często
działają jak "państwo w państwie". Jeszcze większy wpływ na
polityke mają ludzie dawnych peerelowskich specsłużb, zwłaszcza wojskowych.
Jednak w Polsce rządzi postkomunistyczna oligarchia a nie specsłużby. Faktem
jest, że byli generałowie i pułkownikowie komunistycznego aparatu bezpieczeństwa
(a także ich dzieci) są obok byłych dyrektorów wielkich komunistycznych
przedsiębiorstw, filarem wpólczesnej oligarchii. Chociaż trzeba przyznać, że
najbardziej "wyrośli" oligarchowie związani z WSI (wcześniej z WSW
i Informacją Wojskową)Ale oczywiście tylko nieliczni ludzie z tamtych układów
zostali oligarchami. Natomiast wielu byłych i aktualnych agentów wojskowych służb
specjalnych przyjęli zapewne na swoje "oligarchiczne dwory" jako swoją
klientelę, dostającą od nich wsparcie ale też służącą im. Ponieważ
wojskowe służby specjalne zostały zweryfikowane tylko powierzchownie,
oligarchowie ci mieli dalej bezpośredni wpływ na władzę. Ponoć w Cytadeli
Warszawskiej znalazły się teczki dotyczące Krauzego, Kulczyka, Solorza, Sołowowa
i Karkosika...Choć nawet bez tych teczek ich kariery wskazują na taką właśnie
przeszłość.
Trochę gorzej mieli oligarchowie, wywodzący się z byłej SB, bo w
postkomunistycznej bezpiece nastąpiły większe zmiany kadrowe. Poza tym pewnie
po macoszemu potraktował ich główny reżyser "transformacji
ustrojowej" Czesław Kiszczak, który, chociaż był ich ministrem, to
wywodził się ze służb wojskowych.
Natomiast byli nomenklaturowi dyrektorzy bardzo urośli w siłe w pierwszych
latach transformacji, ale potem jakby ustąpili miejsca oligarchom z wojskowej
bezpieki. Przykładem takiego oligarchy - byłego nomenklaturowego dyrektora
jest Edward Brzostowski. Przechodząc przez różne szczeble zawodowe doszedł
do stanowiska dyrektora Kombinatu Rolniczo-Przemysłowego Igloopol. W latach
1983-1988 pełnił funkcję wiceministra rolnictwa. Później był współwłaścicielem
i prezesem przedsiębiorstwa wielobranżowego "Dexpol" w Dębicy.
Pamiętam, że na początku lat dziewięćdziesiątych jego Igloopol przejmował
różne zakłady i sklepy na pomorskich wsiach. Pewnie robił to w całej
Polsce. Pewnie jego błędem było to, że postawił na sklepy. Akurat drobny
handel detaliczny był jedyną dziedziną, gdzie po przemianach zapanował
prawdziwy wolny rynek. Drobni sklepikarze wygrali z postkomunistycznym oligarchą.
W ten sposób w jakimś sensie zrewanżowali się za "bitwę o handel"
W 2001 Brzostowski został wybrany na posła na Sejm IV kadencji z ramienia
koalicji Sojusz Lewicy Demokratycznej – Unia Pracy, z rekomendacji SLD w okręgu
rzeszowskim. W listopadzie 2002 złożył mandat poselski w związku z wyborem
na burmistrza Dębicy.
W 2006 ubiegał się o reelekcję w wyborach samorządowych, przegrywając w II
turze z kandydatem Prawa i Sprawiedliwości Pawłem Wolickim (uzyskując 44,62%
głosów).
I tak z zapowiadającego się lidera oligarchów w Polsce spadł Brzostowski do
roli lokalnego oligarchy dębickiego i to niezbyt silnego, bo przegrywającego
wybory samorządowe.
OLIGARCHIA MAGNACKA A OLIGARCHIA POSTKOMUNISTYCZNA - PORÓWNANIE
W celach porównawczych przenieśmy się na chwilę w czasy osiemnastowieczne. W
Rzeczypospolitej wówczas szlachta była formalnie nadal równa, ale praktycznie
system przekształcał się w magnacką oligarchię. Formalnie ta sam demokracja
szlachecka – ale faktycznie coś zupełnie odmiennego. Oligarchami byli wówczas
magnaci, którzy zaczęli wygrywać ze szlachtą średnią, która wcześniej była
główną siłą polityczną Rzeczypospolitej. Magnaci mieli już dawno silną
pozycję ekonomiczną. Swoją dominującą pozycję polityczną uzyskali dzięki
stworzeniu sobie tzw. klienteli spośród szlachty-hołoty, która majątku żadnego
nie posiadała, ale posiadała szlacheckie prawa polityczne. Oligarchia magnacka
doprowadziła do degeneracji państwa a następnie do jego upadku
W dzisiejszych czasach mamy do czynienia z oligarchią, tylko nie magnacką, ale
postkomunistyczną. Magnateria budowała swą pozycję przez wieki. Oligarchowie
postkomunistyczni budowali ją kilkadziesiąt lat. Podobnie jak magnaci,
dzisiejsi oligarchowie rządzą przy wsparciu współczesnej klienteli –
polityków, ludzi mediów, ludzi służb specjalnych, sędziów, urzędników.
Mają jednak nad nimi większą władzę niż magnaci. W dawnej Rzeczypospolitej
szlachcic-hołysz, jeśli popadł w niełaskę magnata, tracił płynące od
niego dochody, ale nadal pozostawał szlachcicem. Dzisiaj ci, którzy popadną w
niełaskę oligarchów stają się nikim.
W XVIII wieku szlachta średnia zaczęła tracić swoją dotychczasową pozycję,
ale cały czas była jeszcze dość silna, jeszcze jakoś próbowała konkurować
z magnaterią. W Polsce w latach 90tych XX wieku nie było czegoś w rodzaju
„szlachty średniej” czyli po prostu klasy średniej . To co było podobne
do dawnej szlachty zagrodowej i mogło się z czasem przerodzić w „szlachtę
średnią” (bogaci rolnicy, rzemieślnicy, właściciele małych nowopowstałych
firm) było niszczone przez politykę fiskalną i kredytową oraz innymi
sposobami..
Oligarchia postkomunistyczna nosi w sobie wszelkie choroby, które nosiła w
sobie oligarchia magnacka, doprowadzając Polskę do upadku. W oligarchii
postkomunistycznej choroby te występują jednak w dużo większym natężeniu,
przede wszystkim dlatego, że nie ma ona konkurencji jaką mieli magnaci w
postaci szlachty średniej. Współczesna oligarchia jest też kastą bardziej
gnuśną, gdyż ich majątki powstały szybko i bez większego wysiłku. Także
później działała niemal pozbawiona konkurencji. O wiele większy jest też
stopień zawłaszczenia państwa.
WYPASIONA KLIENTELA
Na początku XXI wieku klientela oligarchii nie przypomina już dawnej
szlachty-hołoty. Jest wśród nich wielu ludzi bardzo majętnych. Jednak nie
stworzyli oni nowej klasy średniej. Nie dołączyli też do oligarchii, która
raczej jest kastą zamkniętą. Mimo, że rosną w siłę, są coraz bogatsi ich
pozycja społeczna się nie zwiększa. Prawdopodobnie coraz gorzej się czuja w
swojej roli. Być może kiedyś ta, mówiąc językiem młodzieżowym „wypasiona”
klientela zbuntuje się przeciw oligarchom. Nie należy jednak wiązać z nimi
większych nadziei. Są jeszcze bardziej zdegenerowani niż oligarchowie. Taki
konflikt między oligarchami a idącymi w górę ich klientami można jednak pożytecznie
wykorzystać na zasadzie „gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta”.
CZY OLIGARCHIĘ DA SIĘ UCYWILIZOWAĆ?
Odpowiedzią na wszechwładzę oligarchii postkomunistycznej nie może być
stworzenie „własnej”. Oligarchia jest z natury swojej kastą chorą. Rządy
oligarchiczne nigdy same z siebie nie przekształcą się w polityczną
demokrację i w konkurencyjna gospodarkę. One nawet nie przekształcą się w
zdrową arystokrację w rozumieniu arystotelesowskim. Jedyną alternatywą
wydaje się zamknięcie wszystkich w kryminale i konfiskata ich majątków. To
oczyściłoby nasz kraj, ale byłoby trudne do zrealizowania i spowodowałoby
pewne problemy. Czy jest inne wyjście? Czy można oligarchię ucywilizować?
Chyba do pewnego stopnia udało się to Czechom, ale oni przyblokowali
komunistyczna nomenklaturę na samym początku przemian. Duże znaczenie miało
szybkie wprowadzenie lustracji i dekomunizacji. W Polsce lustrację zaczęto
wtedy, gdy nie miała on już większego znaczenia a dekomunizacji nie było w
ogóle. W Czechach nomenklatura też się uwłaszczyła, ale nie nakradli tak
jak w Polsce. Poza tym nie wywierają chyba takiego wpływu na politykę. A może
po prostu robią to dyskretniej?
Rosja Putina to przykład zaprzęgnięcia oligarchów w służbę samodzierżawia.
Putin zrobił to dość brutalnie, ale szybko i skutecznie. Wielki oligarcha
Michaił Chodorowski, były współwłaściciel Jukosu, wylądował w kolonii
karnej. Borys Abramowicz Bieriezowski oraz kilku innych oligarchów,
przeciwstawiających się Kremlowi, zostało zmuszonych do emigracji. Putin nie
dokonał masowej rozprawy z oligarchami. Nie tknął ich majątków. Udało mu
się ich przestraszyć na tyle, że podporządkowali się polityce Kremla. Rozwiązanie
dobre dla samodzierżawia na wzór carski. Czy da się jednak zastosować w
budowie demokracji czy choćby nawet monarchii konstytucyjnej? Trudna sprawa…
NAGONKI NA OLIGARCHÓW
Od czasu do czasu jesteśmy świadkami politycznych i medialnych ataków na
oligarchów. Oczywiście nigdy nie są atakowani jako cała kasta. Co jakiś
czas obrywa się nieco jednemu z nich. Wydawałoby się, że nie są oni jednak
tak wszechwładni, skoro media mogą sobie pozwalać na takie harce z nimi. Myślę,
że media i politycy atakują ich…na zlecenie innych oligarchów. Atakują
tych, którzy wyrastają zbyt wysoko. Przez pewien czas atakowany był
Brzostowski. Potem wszystko ucichło. Była moda na Gudzowatego. Też się skończyła.
Potem na tapetę poszedł Kulczyk Po jakimś czasie dali mu spokój. Myślę, że
po prostu, gdy ktoś z oligarchicznego towarzystwa za bardzo rośnie to trzeba
go trochę „przyciąć”. Tak dla zachowania równowagi.
Natomiast ostatnio nadszedł czas nagonki na Krauzego. Tutaj były nie tylko
media i politycy. Zaczął nim się interesować wymiar sprawiedliwości, co
jest pewnym novum. Ponoć sprzedał udziały w swoim Prokomie i w ogóle chce się
wynieść z Polski. Chyba wyrósł już tak bardzo, że zwykłe przycięcie nie
wystarczy. Wszak to z jego „stajni” wyszli główni politycy PO i PIS – dwóch
największych obecnie partii politycznych w Polsce.
OLIGARCHIA A KACZYŃSCY
Myślę, że Kaczyńscy generalnie nie chcieli naruszać interesów oligarchii.
Jak pisałem wcześniej w Polsce są obecnie dwa rodzaje oligarchów, które
określiłem jako panujących i sterujących. Prawie wyeliminowani zostali
oligarchowie-politycy, biorący bezpośrednio i oficjalnie udział w życiu
politycznym kraju. Jarosław Kaczyński pragnął wyeliminować także oligarchów
sterujących polityką. Chciał aby poprzestali na panowaniu nad krajem, ale
sterowanie polityką zostawili politykom, to znaczy przede wszystkim jemu i jego
bratu. Taki podział pracy, teoretycznie nie zagrażający pozycji oligarchów.
W ten sposób chciał jednak odebrać oligarchom ich „ciuciu”. Chciał, aby
jedli obite i wykwintne dania ale zrezygnowali z „deseru” i zostawili go
Kaczyńskim.
A przecież sam Kaczyński dobrze wie jaka to frajda sterować polityką. Myślę,
że on woli rolę rozdającego karty od funkcji premiera czy nawet prezydenta.
Pewnie dlatego prezydentem zrobił mniej zdolnego politycznie brata.
Działania Kaczyńskich nie zagrażały pozycji oligarchii, ale szły w kierunku
odebrania niektórym oligarchom ulubionej zabawy w reżyserów igrzysk. Zaczęli
więc atakować Kaczyńskich, oczywiście nie sami, ale za pośrednictwem swojej
klienteli, głównie w postaci mediów.
POWOLNA OLIGARCHIZACJA EUROPY ZACHODNIEJ
Zjawisko oligarchizacji występuje także w Europie Zachodniej. Oczywiście
wszystko tam rozwija w się w znacznie wolniejszym tempie niż u nas i nie ma
tam tylu patologii. Przede wszystkim wielki biznes to bardziej arystokracja niż
oligarchia. Większość wielkich przedsiębiorców wyrosła jednak w warunkach
konkurencji. Musieli być więc w jakiś sposób najlepsi. Dopiero później ich
przedsiębiorstwa zaczęły „obrastać w tłuszcz”. Poza tym wielki biznes
to na Zachodzie jest raczej piąta władza OBOK trzech klasycznych władz oraz
mediów. W krajach postkomunistycznych oligarchia jest przeważnie „nadwładzą”,
trzymającą w ręku i w kieszeni wszystki pozostałe cztery władze. Ale powoli
upodabniają się one do siebie Pewnie za kilkadziesiąt lat jedni i drudzy
wymieszają się ze sobą tworząc nową oligarchię europejską.
UNIA EUROPEJSKA W ROLI PASERA
Kiedyś miałem nadzieję, że oligarchów zniszczy lub co najmniej osłabi ich
pozycję, wchodzący do Polski kapitał zagraniczny. Może nie wytrzymają
konkurencji. Może dojdzie do konfliktu oligarchii z zachodnim kapitałem. Nic z
tych rzeczy! Kapitał zagraniczny zajmuje pokornie takie miejsce jakie
oligarchia im wyznaczy. Oligarchia nie boi się zachodniego kapitału, wręcz
zachęca go do inwestowania. Oddała mu wiele prywatyzowanych przedsiębiorstw,
często prawie za darmo. Oligarchom zależy na tym, aby mieć dobre stosunki z
kapitałem zachodnim, aby wejść na europejskie salony. Właśnie po to wyrwali
się z komunistycznego getta. Zgodnie wciągnęli Polskę do Unii Europejskiej.
Mają z jej strony rodzaj „kryszy”, chroniącej zagrabioną własność.
Gdyby UE zgodziła się na lustrację majątkową w Polsce, dotknęłoby to także
firmy zachodnie. Na to na pewno się Unia się nie zgodzi.
Kiedy mówimy o wejściu do Unii Europejskiej, ewoluującej w kierunku megapaństwa,
należy poruszyć problem suwerenności. Przejściowa suwerenność była
potrzebna lokalnym oligarchom, aby w swoich krajach mogli dzielić łupy.
Przecież ludzie Kremla nie mogli sami rozgrabić wszystkiego. Najpierw
usamodzielniły się państwa satelitarne, potem republiki sowieckie. Później,
wbrew wcześniejszym ustaleniom, niezależności próbowały różne „avtonomiczeskije
riespubliki”, różne małe obwody, regiony itp. Po prostu każdy chciał
grabić u siebie. Później wszyscy…zaczęli się suwerenności pozbywać.
Kiedy już nakradli, znowu potrzebna była „krysza”, jakaś większa
struktura, która chroniłaby zagrabione dobra. Wyjątkiem była Czeczenia, w której
chyba zbyt silne było poczuci narodowej dumy, choć i tam niektóre klany
zaakceptowały szybko powrót do Rosji. Wszyscy inni zaczęli z suwerenności
rezygnować.
Ale nie wszystkie kraje rozpoczęły powrót do Rosji. Niektóre na nowego
patrona wybrały Unię Europejską.
O WOJNĘ WIELKĄ POMIĘDZY OLIGARCHAMI PROSIMY CIĘ PANIE!
Potrzebna jest nowa siła, która będzie opozycją nie tylko do politycznego
establishmentu, ale i do całego systemu oligarchicznych rządów. Nie ma u nas
jeszcze silnej typowej klasy średniej, więc nowa siła polityczna powinna się
opierać na szeroko rozumianych DROBNYCH POSIADACZACH, którzy z czasem uformują
zdrową nową klasę średnią. Być może, zanim drobni posiadacze zorganizują
się politycznie, powinni zorganizować się na poziomie zawodowym i
konsumenckim.
Modlę się też o wielki konflikt pomiędzy oligarchami taki jaki miał miejsce
na Ukrainie w czasie "pomarańczowej rewolucji"...jednak Ukraińcy
okazali się okazali się na tyle głupi, że zamiast działać na zasadzie
"gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta" to uwierzyli "pomarańczowym"
oligarchom...i mają za swoje...
Mam nadzieję, że kiedy dojdzie do podobnego konfliktu oligarchów w Polsce,
Polacy tacy głupi nie będą...
ZAKOŃCZENIE
Uwłaszczenie komunistycznej nomenklatury i przekształcenie jej w
postkomunistyczną oligarchię jest faktem. Faktem jest też jej ogromny wpływ
na gospodarkę i politykę czasów obecnych.
Uważam, że w dużym stopniu uprawdopodobniłem tezę, że uwłaszczenie
nomenklatury było następstwem świadomych działań politycznych i zasadzie
sednem całej politycznej transformacji. Uprawdopodobniłem też tezę, że
oligarchia to nie jest tylko piąta władza na równi z innymi, ale że
ewidentnie dominuje ona nad pozostałymi czterem władzami.
Postawiłem też pytania, na które nie dałem zdecydowanych odpowiedzi a
jedynie sugestie, czasem bardzo mgliste, jak w przypadku pytania o sposób
zorganizowania polskiej oligarchii postkomunistycznej. Zachęcam wszystkich, aby
próbowali znaleźć odpowiedź także i na te pytania. Może kiedyś się uda.
Klaudiusz Wesołek
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
"AFERY
PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.