opublikowano: 26-10-2010
O 40 oszczerstwach przeciw Janowi Kobylańskiemu. Jerzy Robert NowakPrzez całe lata prowadzono niebywale
brutalną nagonkę na najsłynniejszego dziś przywódcę polonijnego prezesa
USOPAŁ Jana Kobylańskiego. Pozbawiono go funkcji konsula honorowego RP w
Urugwaju i poddano skrajnym medialnym atakom w odwet za udzielenie otwartego
poparcia innemu wielkiemu Polakowi na Obczyźnie prezesowi KPA Edwardowi
Moskalowi, wówczas już lżonemu przez władze i kosmopolityczne media. Do tego
momentu prezes Kobylański był wysławiany i obsypywany odznaczeniami przez
kolejnych prezydentów RP w uznaniu jego niebywałego sukcesu – zjednoczenia
Polonii z wszystkich krajów Ameryki Południowej. Dodajmy, że zaledwie rok
przed usunięciem z funkcji konsula honorowego Kobylański otrzymał bardzo ciepłe
w tonie gratulacje od takiego guru Unii Wolności jak ówczesny minister spraw
zagranicznych Bronisław Geremek (!) Udzielenie przez Kobylańskiego poparcia
Moskalowi, który podpadł środowiskom kosmopolitycznym za swą ostrą krytykę
uległości J. Nowaka- Jeziorańskiego wobec Żydów, spowodowało gwałtowny
zwrot w stosunku rządu i większości mediów na niekorzyść prezesa USOPAŁ.
Nagle zaczęto go atakować, wręcz niszczyć, hojnie racząc wyzwiskiem
„antysemita”, mającym dziś niemal równie niebezpieczny wydźwięk, co
stary komunistyczny epitet „wróg ludu”.
Oszczerstwo 1:
Dziennikarz
„Gazety Wyborczej” Mikołaj Lizut wielokrotnie powtarzał oszczercze pomówienie
na temat rzekomych kulisów przyjazdu J.Kobylańskiego do Paragwaju. W
„Gazecie Wyborczej” z 28 czerwca 2004 r. napisał o Kobylańskim „W 1952
r. wyjechał do Paragwaju. Nie ma na to dowodów, ale wszystko wskazuje, że za
pomocą siatki Odessa, wspomagającej ucieczkę z Europy nazistów i ich współpracowników.
W tym czasie krajem rządził krwawy dyktator gen.Alfredo Stroessner, który
udzielał schronienia nazistowskim zbrodniarzom
wojennym”.
Głupota i absurdalność tego oszczerczego pomówienia, wysmażonego
przez Lizuta, polega na tym, że publicysta „Gazety Wyborczej” oparł go na
wyjątkowo łatwym do obalenia kłamstwie. Otóż w momencie, gdy J.Kobylański
przybył do Paragwaju w 1952 r. nie było tam żadnej dyktatury Stroessnera, a
rządził prezydent Federico Chavez. Generał Stroessner został dyktatorem
Paragwaju dzięki przewrotowi dopiero w dwa lata później- w 1954 roku (!) Można
to bardzo łatwo sprawdzić w każdej encyklopedii, by przytoczyć choćby zapis
w jednotomowej „Encyklopedii Popularnej PWN” (Warszawa 1997,s.816(. A jednak
Lizut zaryzykował wystąpienie z tak hucpiarskim kłamstwem, wykorzystując
fakt, że mało kto w Polsce zna daty z historii odległego Paragwaju, jakiegoś
tam Chaveza czy Stroessnera.Wykorzystując niewiedzę polskich czytelników, Lizut kolejny raz ponowił
swe oszczerstwo w „Gazecie Wyborczej”z 26 listopada 2004 r. , pisząc o
Kobylańskim: „W 1952 r. wyjechał do Paragwaju. Wiele wskazuje na to, że za
pomocą siatki Odessa wspomagającej ucieczkę z Europy nazistów i ich współpracowników.
W tym czasie rządził krwawy dyktator gen.Alfredo
Stroessner, który udzielał schronienia nazistowskim zbrodniarzom”. W
kolejnym artykule, opublikowanym przez Lizuta wspólnie z Karolem Doleckim pt.
„Ścigany sponsor ojca Rydzyka”
(„Gazeta Wyborcza” z 22 marca 2005 r.) obaj autorzy napisali :”Był
bogaty, kiedy w 1952 r. wyjechał do Paragwaju. Rządził tam wtedy krwawy
dyktator gen. Alfredo Stroessner, który udzielał schronienia nazistowskim
zbrodniarzom. Kobylański stał się zaufanym Stroessnera”.
Na tle cytowanego
wyżej oszczerstwa, powtarzanego szereg razy przez kłamcę-recydywistę Lizuta,
warto dodać, że w 1954 r. w czasie przewrotu właśnie ludzie Stroessnera
zabili głównego protektora Kobylańskiego w Paragwaju – b. ministra
gospodarki dr Roberta Petita, który sprowadził w 1952 r. Kobylańskiego do
Paragwaju.
Oszczerstwo
2:
Oszczerstwo 3 :
Oszczerstwo
4:
Obecny minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski nazwał prezesa
Kobylańskiego w swym wywiadzie-rzece pt.”Strefa zdekomunizowana”(Warszawa
2007,s.128) „niejakim” i „typem spod ciemnej gwiazdy”. Przypomnijmy więc,
że Kobylański już w 1988 r. gościł siedmiu prezydentów południowoamerykańskich
na swojej hacjendzie w Punta del Este w czasie, gdy Sikorski był jeszcze
tylko „niejakim Sikorskim”, o którym
nikt nie słyszał w świecie. U Kobylańskiego gościli m.in.prezydent L.Wałęsa,
premierzy W.Pawlak, J.Olszewski, kilku marszałków Senatu, paru nuncjuszy,
liczni biskupi i arcybiskupi. Nazwany przez Sikorskiego „typem spod ciemnej
gwiazdy”, Kobylański posiada ponad 100 odznaczeń polskich i zagranicznych, w
tym najwyższe odznaczenia polskie, poza Orderem Orła Białego. Został
odznaczony m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia, przyznanym przez władze
RP na uchodźstwie, Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia, przyznanym przez
prezydenta L. Wałęsę, Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia z Gwiazdą,
przyznanym przez prezydenta A. Kwaśniewskiego, Krzyżem Oświęcimskim,
Honorowym Krzyżem Weteranów Walki o Niepodległość, Złotym Medalem „Zasłużonego
dla Kultury Polskiej”, Złotym Medalem Zasługi dla Paragwaju.
Czy takie odznaczenia przyznaje się „typowi spod ciemnej gwiazdy”?
W cytowanej książce (op.cit.,s.128) minister Sikorski określił prezesa J.Kobylańskiego jako „samozwańczego przywódcę Polonii latynoamerykańskiej”. Przypomnijmy więc, że Kobylańskiego w demokratycznych wyborach wybierano na prezesa kolejnych organizacji polonijnych w Paragwaju, Urugwaju i Argentynie. Że to Kobylański nakładem ogromnych wysiłków i poświęceń zorganizował I Kongres Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich A|meryki łacińskiej (USOPAŁ), na którym w sposób demokratyczny wybrano go na prezesa nowopowstałej organizacji. Nie był więc żadnym samozwańcem. O znaczeniu tego I Kongresu, na którym wybrano prezesem Kobylańskiego najlepiej świadczy grono jego gości z krajów Ameryki Poludniowej i z Polski. Honorowe przewodnictwo Kongresu objęli prezydent Argentyny dr Carlos Saul Menem i prezydent Republiki Urugwajskiej dr Luis Alberto Lacalle G. Herdera. W Kongresie uczestniczyło szereg znanych gości z Polski, m.in. prezes „Wspólnoty Polskiej” prof. dr hab. Andrzej Stelmachowski, wiceprezes „Wspólnoty Polskiej” ks. biskup Zygmunt Kamiński, delegat Kancelarii Prezydenta RP minister prof. Andrzej Zakrzewski, marszałek Senatu RP dr Adam Struzik, wiceprezes Rady Ministrów prof. Aleksander Łuczak, wiceminister spraw zagranicznych Iwo Byczewski, przewodniczący Senackiej Komisji dla Spraw Polonii Senator Jan Sęk, przewodniczący Sejmowej Komisji dla Spraw Polonii poseł Leszek Moczulski. Uczestnikom Kongresu przekazano teksty specjalnych orędzi z okazji Kongresu-od papieża Jana Pawła II i od Prezydenta RP Lecha Wałęsy.
Przypomnijmy tu jak wysoko oceniał rolę prezesa J.Kobylańskiego w integrowaniu środowisk polonijnych z całej Ameryki łacińskiej najbardziej kompetentny znawca tych spraw –długoletni prezes „Wspólnoty Polskiej”, b. marszalek Senatu prof.Andrzej Stelmachowski. W liście do naczelnego redaktora „Wprost” Marka Króla z dnia 5 sierpnia 1997 r. prezes A.Stelmachowski pisał m.in.:”Uważam za konieczne upomnienie się o nie szarganie dobrego imienia p. Prezesa Kobylańskiego. Jest to człowiek o ogromnych zasługach dla Polonii Południowo-Amerykańskiej. Jako prezes Związku Polaków Argentyny (także Urugwaju) potrafił doprowadzić do rzeczy niezwykłej: do powstania wspomnianego wyżej USOPAŁ, przy czym pierwszy Kongres sfinalizował z własnych środków, a drugi(jaki się odbył w ub. roku w Brazylii) poważnie wspomógł. (Podkr. JRN) W Buenos Aires ufundował Mauzoleum dla zasłużonych Polaków – emigrantów. Gdy osadnicy polscy w prowincji Missiones zostali zagrożeni w postawach bytu na skutek machinacji ludzi nieuczciwych – wytoczył proces w ich obronie.”.
Oszczerstwo 6
W innym liście (z 13 listopada 2000) do naczelnego redaktora „Rzeczypospolitej” Macieja Łukasiewicza prezes A.Stelmachowski pisał m.in.:„Prezes J. Kobylański jest jedną z najbardziej liczących się postaci światowego życia polonijnego, człowiekiem, którego zasługi w odrodzeniu polskości w krajach Ameryki Południowej są niepodważalne, a nawet - nie waham się użyć tego określenia - nieporównywalne. Dzięki Jego wysiłkom powstała Unia Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej, której istnienie ożywiło życie polonijne w krajach Ameryki Południowej. USOPAŁ, jako organizator zjazdów Polonii tego kontynentu, stał się moderatorem życia kulturalnego, a także odrodzenia oświaty polskiej w krajach latynoskich. (Podkr.-JRN) Mecenat Jana Kobylańskiego doprowadził do upamiętnienia wybitnych Polaków w stolicach państw Ameryki Południowej. Również hojności Pana Kobylańskiego zawdzięczają m.in. swe funkcjonowanie Domy Polskie w Montevideo i Buenos Aires. Także staraniom i dobrym kontaktom p. J. Kobylańskiego w sferach rządowych Argentyny zawdzięczamy wiele, jeśli chodzi o dobre stosunki międzypaństwowe, o podniesieniu rangi miejscowych Polonii nie wspominając. Spektakularnym efektem Jego działań jest wprowadzenie do kalendarza świat państwowych Argentyny Dnia Osadnika Polskiego”. Nawet tak zajadły dziś wróg Kobylańskiego Władysław Bartoszewski w swoim czasie potrafił należycie docenić zasługi prezesa USOPAŁ dla Polonii południowoamerykańskiej. 11 sierpnia 1995 r. Bartoszewski jako minister spraw zagranicznych pisał w liście do prezesa USOPAŁ m.in.:”Odpowiadając na Pański list z 26 czerwca 1995 r. chciałbym stwierdzić, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych w pełni docenia Pańskie zasługi dla odrodzenia polskości wśród naszych rodaków i ich potomków zamieszkujących w Ameryce Południowej. Mamy pełną świadomość tego, że to właśnie zaangażowanie Pana konsula doprowadziło do ożywienia działalności polonijnej, która zaowocowała utworzeniem Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polonijnych w Ameryce Łacińskiej (USOPAŁ).Tych niezwykle ważnych działań na rzecz spraw polskich nie sposób przecenić(…)”. font-family:"Times New Roman""> 19 lutego 2008 r. minister R.Sikorski „popisał się” szczególnie ordynarnym oszczerstwem na temat prezesa J.Kobylańskiego wliście do Marszalka Senatu B.Borusewicza. Napisał tam m.in.: „Według mojej wiedzy Jan Paweł II nigdy nie zgodził się przyjąć Jana Kobylańskiego(…)”.To niezwykle infantylne kłamstwo, łatwe do obalenia dosłownie w jednej chwili Kobylańskiego szybko zostało powielone w oszczerczym tekście Jacka Pawlickiego „Kobylańskiemu MSZ nie przepuści” wydrukowanym w „Gazecie Wyborczej” z 29 lutego 2oo8. Nagłośnienie powyższego kłamstwa przez Pawlickiego spotkało się ze zdecydowanym potępieniem w liście protestacyjnym do tegoż redaktora „Gazety Wyborczej” wysłanym już 29 lutego 2008 r. z Montevideo przez -Elżbietę Lutomską, dyr. d/s kontaktów międzynarodowych USOPAŁ-u. Prostując kłamstwo, dyr. E. Lutomska pisała m.in. :„Minister Sikorski po raz kolejny wykazał się zupełnym brakiem wiedzy na temat osoby Pana Jana Kobylańskiego Prezesa USOPAŁ, podając po raz kolejny mediom nieprawdziwe i niesprawdzone informacje i w ten sposób najzwyczajniej kłamiąc.Pan Prezes Jan Kobylański spotkał się w swoim życiu wiele razy z Naszym Wielkim Polakiem Papieżem Janem Pawłem II. Pierwsze spotkanie miało miejsce w Argentynie w kwietniu 1987 roku. Kolejny raz Papież spotkał się z Panem Prezesem w Urugwaju, Montevideo w maju 1988. Dnia 19-21 czerwca 1996 Śp. Papież Jan Paweł II przyjął Pana Prezesa Jana Kobylańskiego na specjalnej audiencji wraz z delegacją USOPAŁ w Watykanie, gdzie uczestniczył we Mszy Świętej celebrowanej przez Jego Świętobliwość Papieża Jana Pawła II w prywatnej kaplicy. Papież udzielił błogosławieństwa oraz podarował pamiątkowy różaniec Panu Prezesowi jak i obecnym delegatom USOPAŁ”.
Oszczerstwo 7:
W
cytowanym liście ministra R.Sikorskiego do marszałka Senatu B.Borusewicza
znalazło się również inne łatwe do obalenia infantylne oszczerstwo.
Sikorski pisał o USOPAŁ: „W rzeczywistości bowiem Unia pozostaje liczącym
zaledwie kilkanaście osób prywatnym stowarzyszeniem(…)”. Wbrew temu kłamstwu
USOPAŁ skupia wiele tysięcy osób zgrupowanych w setkach organizacji należących
do USOPAŁ.
Oszczerstwo 8:
W jednym z najwcześniejszych
oszczerczych tekstów na temat prezesa USOPAŁ-
w tekście „Wprost” z 29 czerwca 1997 r. kłamliwie twierdzono o J.Kobylańskim,
że „nie otrzymał od Lecha Wałęsy żadnego odznaczenia”. Przygwoździł
to kłamstwo już prezes „Wspólnoty Polskiej” prof. Andrzej Stelmachowski w
liście do naczelnego redaktora „Wprost” Marka Króla z 5 sierpnia 1997.
Przypomnę tu, że Kobylański otrzymał od Wałęsy Krzyż Komandorski Orderu
Odrodzenia, jak już wspominałem we fragmencie zbijającym Oszczerstwo 4.
Oszczerstwo 9:
Oszczerstwo 10:
Liczni
żurnaliści – oszczercy posuwali się nawet do prób podważania dowodów
20-miesięcznego pobytu J.Kobylańskiego w obozach koncentracyjnych, podważając
fakty na ten temat. Typowe pod tym względem były kłamstwa oszczerczego żurnalisty
z „Gazety Wyborczej” Mikołaja Lizuta. W paszkwilu publikowanym w
„Wyborczej” z 28 czerwca 2004 (dodatek „Duży Format” Lizut kłamał
:”Nazwisko Kobylańskiego nie figuruje w żadnej z obozowych
dokumentacji”.Najlepszą odpowiedzią na to lizutowe kłamstwo był
publikowany już 5 lipca 2004 r. w „Naszym Dzienniku” artykuł „Kalumnie i
oszczerstwa”, pióra pracownika Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau dr
Adama Cyry. Dr Cyra, jeden z najlepszych znawców problematyki obozu Auschwitz w
Polsce zdecydowanie obalił kalumnie paszkwilanta z „Wyborczej”, negującego
fakty o pobycie J.Kobylańskiego we wspomnianym niemieckim obozie zagłady. Dr
Cyra przypomniał, iż już parę lat wcześniej – w numerze 36 kwartalnika
„Wołyń i Polesie” z 2002 roku opublikował tekst na temat pobytu J.Kobylańskiego
w obozie Auschwitz (Kobylański posiadał tam numer obozowy 156228). Dr Cyra
przypomniał, że : „Za swoją obozową przeszłość Kobylański po latach
został uhonorowany Krzyżem Oświęcimskim. Nazwisko Jana Kobylańskiego i jego
współtowarzyszy obozowej gehenny zostało opublikowane w wydanej w 2000 r.
przez Towarzystwo Opieki nad Oświęcimiem i Państwowe Muzeum
Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu trzytomowej „Księdze Pamięci.Transporty
Polaków z Warszawy do KL Auschwitz 1940-
Do
rangi prawdziwego skandalu urasta fakt, ze nawet w ostatnim czasie – w 2008
roku publicznie nagłaśniał te oszczerstwa fanatyczny warchoł na stanowisku
wicemarszałka Sejmu Stefan Niesiołowski.
Oszczerstwo
11:
Widząc zupełną bezowocność i bezpodstawność oskarżeń przeciwko Kobylańskiemu, nowe władze IPN podjęły jedynie słuszną decyzję – w styczniu 2007 r. pion śledczy IPN ostatecznie umorzył śledztwo przeciwko Kobylańskiemu. (Por. „Gazeta Wyborcza” z 31 stycznia 2007). 8 marca 2007 r. prezes IPN-u Janusz Kurtyka skierował do wicemarszałka Sejmu Ryszarda Legutko oświadczenie stwierdzające m.in., że prowadzone od kwietnia 2005 r. śledztwo IPN-u oraz rozległe poszukiwania i kwerendy archiwalne „nie doprowadziły do potwierdzenia informacji, jakoby sprawcą wydania w ręce funkcjonariuszy gestapo rodziny Szenderów był Jan Kobylański, były konsul honorowy RP w Urugwaju. W tej sytuacji prokurator Oddziałowej Komisji (IPN) w Warszawie (…) odmówił wszczęcia śledztwa w przedmiotowej sprawie, przyjmując za podstawę swojej decyzji przepis art. 17 §1 pkt 7 kodeksu postępowania karnego”.
Oszczerstwo 12:
Wśród najpodlejszych oszczerstw rzuconych przeciw prezesowi USOPAŁ niewątpliwie prym wiedzie oskarżenie o jego rzekome szmalcownictwo w czasie wojny. W nagłośnieniu tej kalumni szczególną rolę odegrał publicysta „Rzeczypospolitej” Jerzy Morawski, dobrze znany ze swego zamiłowania do jadowitych oszczerstw i paszkwili (m.in. jako jeden z inicjatorów kolejnej kampanii fałszów przeciw Radiu Maryja). Atakując Kobylańskiego w tekście „Mroczne strony milionera” („Rzeczpospolita” z 19 marca 2005), Morawski sięgnął do tak chętnie używanej maczugi oskarżeń o antysemityzm. Wykorzystał w tym celu przeciwko Kobylańskiemu bardzo nieświeże, wręcz zatęchłe, oskarżenia z doby stalinowskiej PRL-u. Były to oskarżenia, które upadły nawet wtedy – w ponurej dobie stalinowskiej – z powodu nazbyt groteskowej wręcz ich niewiarygodności. Chodziło o zeznania, złożone przez niejaką Leokadię Sarnowską w 1947 roku, zarzucające, że ojciec Jana Kobylańskiego – Stanisław, i on sam, rzekomo wydali gestapo żydowską rodzinę Szenkierów i Barskich. Miało to mieć miejsce na początku 1943 roku. Wcześniej obaj Kobylańscy mieli jakoby otrzymać od tejże żydowskiej rodziny duże pieniądze (za pośrednictwem Sarnowskiej) za wyrobienie polskich dokumentów. Według opowieści Sarnowskiej, do kryjówki wpadli gestapowcy, którzy zabrali ich do getta. Cała historia wyraźnie nie trzymała się kupy. Gestapowcy, trafiając na kryjówkę Żydów, i to w 1943 r., w czasie szalejącej eksterminacji, nie patyczkowali się ich wywożeniem do Getta, lecz rozstrzeliwali na miejscu. Zdumiewa fakt, że Sarnowska tak późno, bo dopiero w 1947 roku złożyła swe pierwsze doniesienie przeciwko Kobylańskim. Było to aż w 4 lata po ich rzekomej denuncjacji i w dwa lata po zakończeniu drugiej wojny światowej. Stąd nader uzasadnione wydają się przypuszczenia adwokata Andrzeja Lwa-Mirskiego, występującego z pozwem przeciwko J. Morawskiemu: „(…) autor artykułu nie podaje czytelnikowi daty, kiedy Leokadia Sarnowska złożyła pierwsze doniesienie do Prokuratury w Warszawie. (…) Gdyby czytelnik się o tym dowiedział, mógłby spytać – czemu tak późno. Czy za tym nieweryfikowalnym pomówieniem kryje się np. chęć zemsty czy próba wyłudzenia pieniędzy od adwokata Stanisława Kobylańskiego? Pytania te są bardzo ważne, więc autor postanowił ich uniknąć. (…) Czy tak zupełnie nieprawdopodobnym wydaje się scenariusz, w którym Leokadia Sarnowska, wykorzystując brak kontaktu Janusza Kobylańskiego z ojcem, zjawia się u Stanisława Kobylańskiego, żądając na podstawie zmyślonej historii zwrotu „wyłudzonych” przez jego syna kosztowności. A gdy ten z oczywistych przyczyn odmawia, donosi o fikcyjnym przestępstwie organom ścigania? Nawet bez żadnych dowodów ta teza wydaje się być bardziej prawdopodobna, aniżeli ta, przedstawiona przez Leokadię Sarnowską. (…)”.
Nieprawdziwy okazał się, podany przez Sarnowską, rzekomy adres Kobylańskiego na ulicy Wspólnej – nigdy tam nie mieszkał, stąd nie było też jego wpisu do książki meldunkowej w czasie wojny. Taki meldunek był zaś bezwzględnie konieczny w miejscu zamieszkania, i był tym bardziej potrzebny dla uzyskania kartek na żywność. Sarnowska nie Szenkierów, rzekomo wydanych Niemcom. W czasie śledztwa UB nie natrafiono nawet na jakiekolwiek potwierdzenie zarzutów Sarnowskiej. Nie potrafiła ona nawet podać jakiegokolwiek dowodu na to, że w ogóle istniała żydowska rodzina Szenkierów. W czasie trwającego aż siedem lat śledztwa prokurator nie zdobył żadnych, ale to żadnych dowodów przeciw Stanisławowi i Janowi Kobylańskim. W tej sytuacji nawet tak zdominowana przez Żydów bezpieka, tak podejrzliwa wobec polskich patriotów, uznała wymysły Sarnowskiej za całkowicie nieprawdopodobne i w 1954 roku śledztwo zostało całkowicie umorzone. Mnożący dziś insynuacje przeciw Kobylańskiemu Lizut, Gugała, Morawski, Schnepf czy Kieres, okazali się w swych oszczerstwach bardziej gorliwi od stalinowskiej bezpieki…
W całej sprawie jest jeszcze jeden bardzo ważny fakt, gruntownie przeczący wymysłom Sarnowskiej. Otóż, oskarżony przez nią o rzekome szmalcownictwo i współpracę z nazistami Jan Kobylański, sam był przez dwadzieścia miesięcy więźniem nazistowskich więzień i obozów zagłady (jak to wcześniej opisuję). Ostatecznie potwierdziła ten fakt decyzja Kierownika Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Wiktora Spirydonowicza z 2 października 2007 r. Trudno uwierzyć, by naziści tak mocno prześladowali swojego rzekomego współpracownika!
Warto dodać, że oskarżany przez Sarnowską o współdziałanie w rzekomym szmalcownictwie wraz z synem Janem, jego ojciec adwokat Stanisław Kobylański przeszedł pozytywną weryfikację przed wojewódzką radą adwokacką w 1951 r. Był to zaś okres najskrajniejszego talinizmu, gdzie raczej nie patyczkowano się ani trochę wobec osób podejrzanych o jakieś złe rzeczy wobec Żydów.
Rzecz ciekawa, że informacje o więziennej i obozowej przeszłości Jana Kobylańskiego wcale nie przez niego zostały po raz pierwszy nagłośnione. Wrogowie Kobylańskiego mogliby to starać się obalić, jak to robią, jako nie prawdziwy wymysł i nieuzasadnione przechwałki samego Jana Kobylańskiego. Przypomnijmy jednak, że jak to przyznaje sam Morawski, po raz pierwszy o więziennych i obozowych losach Jana Kobylańskiego można było dowiedzieć już w maju 1948 r.(!) z zeznań jego ojca – adwokata Stanisława Kobylańskiego. Podczas przesłuchania zeznał on, że jego syna „Janusza Kobylańskiego aresztowało gestapo za czyny patriotyczne. Uwięziono go na Pawiaku, przebywał w Oświęcimiu i Gross-Rosen”. Zapytajmy, jaki ewentualny interes miałby S. Kobylański, by składać w 1948 r. rzekome fałszywe zeznania na temat przeszłości obozowej jego syna, co mogło przecież spotkać się z surową karą w przypadku wykrycia nieprawdy, począwszy od usunięcia z zawodu adwokata?
Oszczerstwo 13:
W oszczerczych wypowiedziach na piśmie i w radiu wciąż upowszechniano tezę, jakoby w 1955 roku nadspodziewanie szybko umorzono sprawę z podejrzenia o szmalcownictwo przeciw Janowi Kobylańskiemu i jego ojcu mecenasowi Stanisławowi Kobylańskiemu. Sugerowano, że „komuś musiało zależeć, aby to śledztwo szybko zakończyć”. I tu snuto oszczercze domysły, że śledztwo nazbyt szybko, błyskawicznie i przedwcześnie umorzono z powodu rzekomych powiązań Jana Kobylańskiego z sowieckim wywiadem. Tak twierdził na przykład w „Newsweek”-u znany z jadowitych oszczerstw przeciw Kobylańskiemu Jarosław Gugała. Według jego paszkwilu we wspomnianym czasopiśmie: „ W życiorysie Kobylańskiego pojawia się także watek możliwej współpracy z komunistami. Wskazuje na nią na przykład tajemnicze błyskawiczne umorzenie śledztwa w sprawie szmalcownictwa Kobylańskiego w 1955 roku w Polsce”. Z kolei autorzy „Gazety Wyborczej”(edycja toruńska z 22 marca 2005) Karol Dolecki i Jacek Hołub twierdzili, że „sprawę zamknięto w 1954 r,(?!), bo Kobylański zniknął”.Zarzuty te skutecznie obalił występujący w imieniu Jana Kobylańskiego przeciwko oszczerczym dziennikarzom i dyplomatom mecenas Andrzej Lew- Mirski. Przypomniał on, że sprawy obu Kobyłańskich wcale nie zakończono szybko i przedwcześnie, bo trwała ona wiele lat (od 1948 do 1955 r.) .Nie znaleziono przez ten czas jednak żadnych dowodów winy Kobylańskich. Nieprawda jest twierdzenie redaktorów „Wyborczej”,że sprawę umorzono, bo Jan Kobylański zniknął. Jego adres był cały czas w Polsce znany, a przy tym sprawa toczyła się również przeciw jego ojcu Stanisławowi, który nadal przebywał w Polsce i prowadził praktykę adwokacką. Jak pisal w swym pozwie mec.Andrzej Lew-Mirski : „ Powojenne miejsce pobytu podejrzanych Stanisława i Janusza Kobylańskich było znane polskim władzom. Pierwszy z nich do chwili śmierci w 1967 roku czynnie wykonywał zawód adwokata w Radomiu, a jego syn po uwolnieniu z obozu w Dachau podróżował po Europie (głównie Austrii i Włoszech), prowadząc działalność handlową. Wielokrotnie za pośrednictwem Czerwonego Krzyża czy też ośrodków konsularnych przedłużał sobie paszport. Po śmierci ojca także Sąd Rejonowy prowadzący sprawę spadkową nie miał problemów z poinformowaniem Janusza Kobylańskiego o przebiegu toczącego się postepowania. Skoro więc żaden z nich nie był poszukiwany, nie odbywał wyroku w więzieniu, a w dodatku Stanisław Kobylański wykonywał zawód zaufania publicznego, to czy Prokurator badający sprawę miał prawo stwierdzić, że Stanisław Kobylański i jego syn popelnilio zarzucane im przez IPN czyny ?(…)”.
Oszczerstwo 14:
Jerzy Morawski w swych oszczerczych dywagacjach na temat Kobylańskiego sięga po granice groteski. Z jednej strony twierdzi, że nie ma potwierdzenia uwięzienia Kobylańskiego na Pawiaku, czy w obozie w Auschwitz. Z drugiej strony jednak posuwa się do kolejnej dywagacji, pisząc: „Hipotez, co do faktycznej roli Janusza Kobylańskiego w obozach koncentracyjnych – jeżeli tam się znalazł – jest wiele. Bardzo prawdopodobne, że sędzia Juński, spotykając się w okupowanej Warszawie w 1943 roku z przestępczą działalnością Janusza Kobylańskiego, która i jemu zagrażała, powiadomił akowskie podziemie. Ścigało ono szmalcowników. Czy Kobylański wiedząc, że grunt pali mu się pod nogami, nie wybrał „ucieczki do przodu” i nie dał się wywieźć Morawski w swych oszczerczych dywagacjach na temat Kobylańskiego sięga po granice groteski. Z jednej strony twierdzi, że nie ma potwierdzenia uwięzienia Kobylańskiego na Pawiaku, czy w obozie w Auschwitz. Z drugiej strony jednak posuwa się do kolejnej dywagacji, pisząc: „Hipotez, co do faktycznej roli Janusza Kobylańskiego w obozach koncentracyjnych – jeżeli tam się znalazł – jest wiele. Bardzo prawdopodobne, że sędzia Juński, spotykając się w okupowanej Warszawie w 1943 roku z przestępczą działalnością Janusza Kobylańskiego, która i jemu zagrażała, powiadomił akowskie podziemie. Ścigało ono szmalcowników. Czy Kobylański wiedząc, że grunt pali mu się pod nogami, nie wybrał „ucieczki do przodu” i nie dał się wywieźć do obozu koncentracyjnego .Bardziej absurdalnego kłamstwa trudno byłoby szukać w annałach prasy. Czy ktoś o normalnych zmysłach mógłby zdobyć się na sugerowanie, że Kobylański z obawy przed Armia Krajową postanowił się „schować” w hitlerowskim obozie zagłady.Ten fragment tekstu J.Morawskiego, to istne matołectwo !
Oszczerstwo
15:
Najczęściej oszczercze pomówienia
miały charakter nie opartych na żadnych dowodach, kalumniatorskich przypuszczeń.
Na przykład stary komunistyczny krętacz Daniel |Passent, były panegiryczny
chwalca gen. W. Jaruzelskiego i stanu wojennego, pisał w tekście: „Upadek
Don Juana” („Polityka” z dnia 2 kwietnia 2005 r. o Kobylańskim: „Za co
– jeśli w ogóle – trafił do obozu: za działalność patriotyczną, jak
twierdzi, czy na skutek nieporozumień z hitlerowskimi mocodawcami na tle
rozliczeń żydowskich pieniędzy?” Jakim prawem D.
Passent pozwalał sobie na tak obrzydliwe przypuszczenia?
Oszczerstwo
16
Czasami
w tych samych oszczerczych artykułach bez skrupułów podaje się
niedaleko siebie diametralnie sprzeczne wersje na temat wojennych losów
J.Kobylańskiego, zawsze z myślą, by w jakiś sposób zohydzić przeszłość prezesa USOPAŁ. Nader typowe pod
tym względem jest oszczercze „pisarstwo” M. Lizuta. W znacznej części
swego artykułu z Gazety Wyborczej” z 28 czerwca
Lizut próbował zanegować pobyt Kobylańskiego w obozach. Nie przeszkodziło
to Lizutowi nieco później w
tym samym artykule, że być może Kobylański był jednak w obozie, ale w
charakterze kapo (!) Przedstawił to
przypuszczenie w formie pytającej, jako rzekome zapytanie Biłozura : „ A może
Janusz był kapo w obozie albo ma jakąś czarną przeszłość z czasów wojny
?”.Dziś trudno to ustalić”. Insynuację tę wspiera inna insynuacja
zawarta w tekści Lizuta- sugestia, że obozowy
przyjaciel Kobylańskiego Kramer był esesmanem. Lizut pisze:
„Tymczasem wśród południowoamerykańskiej Polonii od lat słychać szepty,
że ów obozowy dobroczyńca, Austriak o nazwisku Kramer, nie był więźniem,
lecz jednym z esesmanów z obozowej załogi”.
Wcześniej Lizut dowodził, że nie ma ani śladu po Kobylańskim w
archiwum Muzeum Narodowego w Dachau, czyli, że Kobylański nie mógł być tam
więźniem. Teraz z kolei dowiadujemy się, że był tam w obozie, ale przyjaźnił
się z esesmanem, a więc ma podejrzaną przeszłość. Z kolei główne źródło
na które powołuje się Lizut, twierdząc, że przyjaciel Kobylańskiego Kramer
był esesmanem to rzekome „szepty” wśród Polonii. A cóż to za źródło
te rzekome „szepty”? Może to SA znów „szepty” kogoś ze zwierzchników
Lizuta w „Wyborczej” który polecił mu jak najwięcej oszczerczo nakłamać
o Kobylańskim. Głównym rzekomym źródłem
rozlicznych baśni Lizuta o Kobylańskim jest jakoby 82-letni weteran Leopold Biłozur,
były oficer WP. Otóż Biłozur z ogromnym oburzeniem zaprzeczył wkładanym
w jego osta przez Lizuta bajkom na temat Kobylańskiego. Biłozur wystąpił z
tym zaprzeczeniem w „Liście Otwar tym” do Adama Michnika, drukowanym
w chicagowskim „Kurierze Codziennym” z 24-26 września 2004 i w
warszawskim „Głosie” z 25 września 2004 r.
Oszczerstwo 17 :
Lizut zamieszcza kolejne kłamstwo, zanegowane przez Biłozura: „ Biłozur
opowiada, że tuż po wyzwoleniu obozu w Dachau, gdy niedawni
więźniowie chodzili jeszcze w pasiakach, Kobylański już miał własny
samochód z szoferem”. Wyśmiał to ordynarne kłamstwo mecenas Andrzej
Lew-Mirski, autor pozwu przeciw Lizutowi, pisząc: „Zarzut jest o tyle
absurdalny – ale nade wszystko zniesławiający- że jeśli Jan Kobylański
miałby współpracować z niemiecką załogą obozu, to do dnia dzisiejszego któryś
z towarzyszy niedoli na pewno by go rozpoznał, a wyzwoliciele nie nagrodziliby
hitlerowskiego sługusa służbą i autem.
Oszczerstwo 18:
Sugerował,
że jest przedstawicielem rodziny pewnego więźnia obozu koncentracyjnego w
Dachau, który tuż przed wyzwoleniem obozu przez Amerykanów został
zamordowany przez obozowego kapo – niejakiego Kobylańskiego! Twierdził, że
Kobylański zabił więźnia, ażeby przejąć jego tożsamość i w ten sposób
uniknąć odpowiedzialności za wszystkie okrucieństwa, jakich dopuszczał się
jako nadzorca w obozach hitlerowskich. Jednakże zbieg okoliczności sprawił,
że sprawa się wydała, a prawnik – na zlecenie rodziny zamordowanego – od
kilku lat jeździ po świecie, tropiąc Kobylańskiego i szukając dowodów jego
zbrodni. Na koniec zostawił nam swoje nazwisko i adres w Warszawie. W rozmowie
z konsulem obiecał, że jeszcze się do nas odezwie i przyjdzie na rozmowę –
żeby mi to wszystko raz jeszcze, tym razem osobiście i ze szczegółami,
opowiedzieć. Nigdy więcej się nie pojawił. Sprawdzono nazwisko i adres.
Wszystko się zgadzało, tyle, że osoba o takim nazwisku nie mogła przebywać
w Montevideo, ponieważ od kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu lat była
sparaliżowana i nigdy nie opuszczała swojego pokoju.
Kim
był człowiek, który odwiedził nas w ambasadzie? Dlaczego posłużył się
nazwiskiem i adresem innego człowieka? Nigdy nie usłyszałem odpowiedzi na te
pytania. Nie wiem, czy to była prowokacja, czy coś, co może mieć jeszcze ciąg
dalszy…Czego jeszcze dowiemy się o Janie Kobylańskim?”. Jaką
wartość posiada ten, oparty na zmyśleniu (zero dowodów), atak oskarżający
Kobylańskiego o to, że był rzekomo obozowym kapo i nawet zabił więźnia,
aby przejąć jego tożsamość? Nie dowiemy się nawet tego, jakiego więźnia
rzekomo zabił i na czym polegało to przejmowanie tożsamości. Przecież Jan
Kobylański pozostał tym samym Janem Kobylańskim, a nie Wróblem, Kowalskim
czy Nowakiem. Czy za ten szczególnie plugawy typ pomówień oszczerca nie
powinien być wyrzucony z dziennikarstwa, w którym pełni rolę żurnalistycznej
hieny czy szakala? Ciekawe, że ten sam Gugała, który tak chwacko upowszechnia
w „Wyborczej” z 26 marca 2005 r. pomówienia sugerujące, że Kobylański był
obozowym kapo, zaledwie w dwa dni później – 28 marca 2005 r. na łamach „Newsweek”-a
podważał możliwość pobytu Kobylańskiego w obozach koncentracyjnych. (Por.
artykuł J. Gugały, zatytułowany „Dr Jekyll
Oszczerstwo
19:
Aby
podważyć wiarygodność faktów dowodzących pobytu J.Kobylańskiego w
nazistowskich oboach koncentracyjnych oszczerczy dziennikarze zarzucali mu, że
jakoby nawet nie starał się o odszkodowanie za pobyt w obozach. I tak np.
Dorota Wysocka- Schnepf pisała w „Rzeczypospolitej” z 26 marca 2005
r.:”Trudno dziś zrozumieć, dlaczego Kobylański nie podjął starań, aby
uzyskać odszkodowanie od rządu niemieckiego(…)”. Odpowiedzmy na to.,że
Kobylański nie tylko starał się o odszkodowanie za pobyt w obozach, ale je również
uzyskał. Otrzymał w dwóch ratach odszkodowanie
z International Organisation for Migration Forcesd Labour Compensation .
na sumę 3 tysiące 736 dolarów,14
centów. Drugą ratę odszkodowania uzyskał 16 maja 2005 r. na sumę 4 tysiące
899 dolarów 97 centów
Oszczerstwo 20:
Daniel Passent zapytywał w jednym z najpodlejszych oszczerczych artykułów
na temat J.Kobylańskiego („Polityka” z 7 kwietnia 2005 r.): „Dlaczego po
wojnie trafił aż do Paragwaju, idąc śladem Adolfa Eichmanna i Józefa
Mengele, choć dla takiego wielkiego patrioty bardziej naturalny byłby powrót
do ojczyzny(…)”. Widzimy tu szczególnie perfidną metodę Passenta
zastosowaną przez nikczemne
zestawienie postaci J.Kobylańskiego z osobami tak zbrodniczymi jak Eichmann czy
Mengele. Idzie to w parze z bardzo, trzeba przyznać udanym udawaniem głupiego
przez Passenta. Wszyscy wiedzą jak kończył się w tamtych stalinowskich
czasach powrót do ojczyzny, ciemiężonej pod sowieckim butem, dla polskich
patriotów. Dość przypomnieć losy polskich oficerów, którzy przypłacili życiem
za ten powrót do ojczyzny, jako ofiary sfabrykowanych procesów. I o tym
rzekomo nie wie Daniel Passent, bratanek generała Jakuba Prawina, szefa
szpiegowskiej przybudówki- tzw.Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie.
Oszczerstwo
21:
Wśród oszczerstw Lizuta przeciwko Kobylańskiemu znalazło się m. in,
stwierdzenie jakoby: „Syn Kobylańskiego, który dziś jest już po sześćdziesiątce,
też zerwał z ojcem wszelkie kontakty”. Była to totalna bzdura ze względu
na fakt, że właśnie mieszkający w Hiszpanii biznesman Walter Kobylański
wielokrotnie reprezentował i reprezentuje Jana Kobylańskiego na przeróżnych
oficjalnych uroczystościach i spotkaniach. Nawet w organie oszczercy Lizuta
-„Gazecie Wyborczej” z 26 kwietnia 2005 ( reedycja toruńska) pisano, że właśnie
Walter Kobylański odebrał w Toruniu przyznany Janowi Kobylańskiemu medal
„za wierny i jasny przykład Wiary, Nadziei i Miłości, za umiłowanie Polskości
i Polaków, ziemi polskiej i kultury za słowa i czyny dla Narodu dokonane”.
Nastąpiło to podczas zorganizowanego przez Wyższą Szkołę Kultury Społecznej
i Medialnej w Toruniu IX Forum Polonijnego. Sam miałem możliwość właśnie
wtedy poznania w Toruniu po raz pierwszy Waltera Kobylańskiego. Warto dodać,
że Walter Kobylański uczestniczył w pół roku potem w XI Walnym Zjeździe
USOPAŁ-u 25-27 listopada 2oo5 roku i’ był członkiem jednej z komisji
zjazdowych. Dodajmy, że rzekomo nie utrzymujący kontaktów z ojcem Walter
Kobylański uczestniczył również w szeregu innych walnych zebraniach
kierowanego przez J. Kobylańskiego USOPAŁ-u,w tym m.in. w XII walnym zebraniu
w 2006 r. i w XIII walnym zebraniu w 2007 r. Zdumiewa hucpa, z jaką Lizut
wypisywał tak wierutne kłamstwa, bardzo łatwe do szybkiego zdemaskowania.
Oszczerstwo 22:
margin-bottom:6.0pt;margin-left:-18.0pt;text-align:justify;text-indent:35.4pt; line-height:normal"> Oszczercy Kobylańskiego niejednokrotnie powoływali się przeciwko niemu na wytworzoną w 1994 r. fałszywkę, insynuującą mu utrzymywanie bliskich związków z zajadłym wrogiem Polaków – szowinistycznym politykiem rosyjskim Władimirem Żyrynowskim. Fałszywka, wyprodukowana z datą 3 stycznia 1994 r. i rzekomo podpisana przez prezesa J. Kobylańskiego, zawierała m.in. następujące stwierdzenie: 6.0pt;margin-left:-18.0pt;text-align:justify;tab-stops:402.5pt">Buenos Aires 03.01.1994 r.
Ponieważ w owym „piśmie” występuje Pan w imieniu USOPAŁ-u, jesteśmy wszyscy zainteresowani w wyjaśnieniu tej nieprzyjemnej sprawy.
29 lipca 1994 r. prezes USOPAŁ i konsul honorowy RP w Punta del Este Jan Kobylański skierował do ministra spraw zagranicznych Andrzeja Olechowskiego swoją odpowiedź na plugawą fałszywkę, skierowaną do ambasadora R. Schnepfa. W piśmie do tegoż ambasadora, datowanym również 29 lipca 1994 r. Czytamy tam m.in. następujące stwierdzenia:
29
lipca 1994
Ryszard Schnepf
Montevideo
Tak,
jak ustaliłem z Panem Ambasadorem w dzisiejszej rozmowie o g. 13.00 spotkaliśmy
się osobiście po naszej telefonicznej rozmowie, w czasie, której poinformował
mnie Pan, że jest w posiadaniu polecenia Pana Ministra S.Z. Andrzeja
Olechowskiego postawienia mnie zapytań na temat nieprawdopodobnego oszczerstwa
i fałszywej fotokopii, która powołuje się na USOPAŁ, Zarząd Związku Polaków
w Argentynie i moją osobę. Na
pańską propozycję spotkania się w Ambasadzie zaproponowałem, biorąc pod
uwagę już istniejące różne fałszywe donosy i oszczerstwa w stosunku do
Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej, byśmy naszą rozmowę i moje
odpowiedzi nagrali na taśmie i uniknęli różnic interpretacji i omyłek. Następnie
przesłalibyśmy taśmę do MSZ. Pan Ambasador nie wyraził na to swojej zgody.
Biorąc pod uwagę ten stan rzeczy uzgodniliśmy, że ja na Pańskie pytania
odpowiem na piśmie i kopię prześlę Panu Ministrowi Olechowskiemu. Na pańskie
pytanie, czy napisałem tekst tej fałszywej fotokopii, odpowiedziałem z
oburzeniem, że jest to 100% fałszerstwo, że ani USOPAŁ, ani Organizacje
Polskie Ameryki Łacińskiej, ani Związek Polaków w Argentynie, ani ja osobiście
nie znamy i nigdy nie pisaliśmy do tego A. Żirinowskiego w Moskwie; że jest
to premedytacja na szkodę Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej i
demokratycznego dzisiaj Państwa Polskiego.
W
drugim pytaniu, które uważam za tendencyjne, pyta Pan Ambasador w imieniu Pana
Ministra, czy ja zajmuję się polityką z wrogami Państwa Polskiego, gdyż taką
osobą jest ten pan z Moskwy. To pytanie otrzymałem może sześciokrotnie. Z
oburzeniem odpowiedziałem, że nie jest ono na miejscu, biorąc pod uwagę, ze
ja reprezentuję społeczeństwo polskie w Ameryce Łacińskiej, że jestem
patriotą i konsulem honorowym w Punta del Este. Uważam, że na takie sześciokrotne,
tendencyjne zapytania jakikolwiek uczciwy Polak i patriota jak ja spoliczkowałby
Pana, gdyby nie działał w imieniu Pana Ministra i nie zajmował funkcji
Ambasadora RP.
Bardzo
mi przykro, a społeczeństwo polskie jest zdziwione dziwnym i niezrozumiałym
postępowaniem i działalnością. Analizując tę fałszywą fotokopię jest
oczywistym, że jakikolwiek człowiek, który nie jest analfabetą, może sfałszować
taki papier w ciągu kilku minut na zwykłej fotokopiarce. Czytając tekst tej
fotokopii odnoszę wrażenie, że użyty język polski jest typowym dla ludzi,
którzy teraz przyjechali z Polski.
Na
pewno wie już Pan Ambasador o wystąpieniu przeciwko temu fałszerstwu Pana
Sekretarza Związku Polaków w Argentynie Jana Bielesia, jak również Prezesa
Kombatantów, bohatera spod Monte Cassino, L. Biłozura. Myśmy już przed 15
dniami byli poinformowani z Warszawy o przesłaniu w pierwszych dniach lipca
tego fałszerstwa z Buenos Aires do Warszawy. W związku z tą wiadomością
wyszły faksy do wybitnych przedstawicieli Państwa Polskiego z prośbą o
dochodzenie, kto kolportuje te fałszerstwa w Warszawie. Chcę też zwrócić
uwagę Panu Ambasadorowi w Warszawie, ze ja, będąc przedstawicielem
Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej i pracując honorowo złożyłem różne
donacje dla Organizacji Polskich, wiele setek tysięcy dolarów.
Bezpośrednio
i przez Pana zwracam się do Pana Ministra Olechowskiego, którego
reprezentantem Pan Ambasador podaje się i występuje w jego imieniu, gdyż uważam,
że dla dobra sprawy polskiej, tak za granicą jak i w Polsce, powinien mnie
poinformować, że ten list przyszedł z Buenos Aires. Prosiłbym, by Pan
Minister wyraził zgodę i przekazał mnie fotokopię tej fałszywej fotokopii i
jej kopertę, gdyż pragnę zwrócić się do Policji w Argentynie i Władz
Bezpieczeństwa, by o ile możliwości przeprowadziły dochodzenia, kto jest
autorem tego fałszerstwa (…)”.
W
sierpniu 1994 r. kierownictwo USOPAŁ ogłosiło:
„Obserwacje odnośnie sfałszowanej
fotokopii Związku Polaków w Argentynie „Sprawa Żirinowski”.
Pisano tam,
co następuje:
Linia
fotokopii nie jest równoległa do linii tekstu i wygląda, jakby była zrobiona
ręcznie, ponieważ linii brakuje ciągłości. Jest rzeczą widoczną, że są
to dwie różne części fotokopii.
Napisy
„Prezydencia” i „Buenos Aires” nie są równoległe do linii czerwonej.
Odległość
między liniami czerwonymi i tekstem w dolnej części pisma oryginalnego jest
większa, aniżeli na sfałszowanej fotokopii. Dla celów porównawczych załączmy
fotokopie oryginalnego papieru.
My
nie używamy maszyn z czcionkami polskimi.
Wyrażenia
użyte nie odpowiadają Polakom, którzy żyją za granicą. Kompozycja zdań
jest charakterystyczna osobie, która przez wiele ostatnich lat żyła w Polsce.
Pismo
zostało zrobione w imieniu USOPAŁ, ale na papierze oryginalnym Związku Polaków
w Argentynie. USOPAŁ dysponuje swoim własnym papierem, zupełnie odmiennym, a
w fotokopii użyto części papieru oryginalnego z Argentyny.
Załączamy
fotokopię „Nowego Dziennika”, gdzie obserwuje się, że tego rodzaju fałszerstwa
są na porządku dziennym, w brudnej pracy politycznej, gdzie fałszywe
informacje mają na celu skłócenie stowarzyszeń polskich. Powodem są zapewne
przyszła Konstytucja i wybory Prezydenta
Niemiłą
niespodzianką na III Zebraniu Plenarnym Rady Naczelnej USOPAŁ, przy
uczestnictwie delegatów z wielu krajów, było oświadczenie Pani Krystyny
Pisera Balmaceda i Pana Ludwika Włoska, Delegatów z Paragwaju, że dnia
poprzedniego, w Montevideo, Pan Ambasador Schnepf pokazał im, jak również
innym osobom, kalumnie przeciwko USOPAŁ, nie nadmieniając, że otrzymał on te
kłamstwa z Ministerstwa Spraw Zagranicznych w formie poufnej i że Prezes USOPAŁ-u
wyjaśnił tę sprawę definitywnie i na piśmie, jak widać z załącznika –
fotokopii listu, wysłanego do Pana Ambasadora Schnepfa.
Komentując
skandal z fałszywką, kierownictwo USOPAŁ (jego Zarząd) akcentowało: „To
jest wielki afront, odnośnie rozporządzeń Ministerstwa i akt zbrodniczy, którym
jest rozpowszechnianie fałszywych kalumnii przeciwko Organizacjom Polskim. Z
powyższego wynika, że wymienione fałszerstwo zostało zrobione w sposób
dziecinny, z przeznaczeniem dla osób źle nastawionych i wrogich sprawom Polski
i Polaków poza granicami. Prosimy Rząd Polski, by zarządził gruntowne
zbadanie tych aktów kryminalnych i oszczerstw.
Warto
podkreślić, że wymierzoną w USOPAŁ i prezesa Kobylańskiego fałszywkę w
sprawie rzekomych kontaktów z W. Żyrynowskim wielokrotnie potępiał człowiek
najbardziej kompetentny w sprawach polonijnych – prezes „Wspólnoty
Polskiej” prof. Andrzej Stelmachowski. Jeszcze w 9 lat po wyprodukowaniu fałszywki
– w oświadczeniu „O właściwy stosunek do Polonii amerykańskiej” z
marca 2005 roku, prezes Stelmachowski pisał m.in.: „Jest ot już trzecia fala
ataków na prezesa Kobylańskiego, a zarzuty w znacznej mierze się powtarzały.
Zaczęło się ok. 10 lat temu od akcji fałszywek. Pojawiła się wiadomość,
że prezes Kobylański odmówił przyjęcia odznaczenia państwowego, uważając
je za zbyt niskiej rangi(co było nieprawdą). Pojawiła się druga wiadomość,
jakoby prezes Kobylański zapraszał do siebie Żyrynowskiego z Rosji(co mu
nawet do głowy nie przychodziło). Prezes Kobylański podejrzewał, że owe fałszywki
pochodziły od ambasad polskich w Buenos Aires i Montevideo, co trudno było
sprawdzić, gdyż były one anonimowe”.
Dodajmy,
ze jedno z najplugawszych oszczerstw, nagłaśnianych przez ambasadora R.
Schnepfa (sprawa rzekomych kontaktów prezesa Kobylańskiego z W. Żyrynowskim)
mimo licznych sprostowań i ostrego potępienia tej fałszywki przez prezesa
„Wspólnoty Polskiej” prof. Andrzeja Stelmachowskiego, przetrwało dalej aż
do początków naszego wieku. Rzecz znamienna, wspomniane oszczerstwo zostało
ponownie nagłośnione w „Gazecie Wyborczej” akurat przez żoną R. Schnepfa,
dziennikarkę Dorotę Wysocką-Schnepf. (Por. D. Wysocka: Poker z generałami,
„Gazeta Wyborcza” z 26 marca 2005 r.). Fałszerstwo błyskawicznie podjął
za Wysocką-Schnepf stary postkomunistyczny fałszerz, b. ambasador w Chile,
dziennikarz „Polityki” Daniel Passent. (Por. D. Passent: Upadek Don Juana,
„Polityka” z 2 kwietnia 2005 r.).
Oszczerstwo
23:
Dorota
Wysocka- Schnepf pisała w „Rzeczypospolitej” z 26 marca 2005 r. o rzekomym
„piętnie współpracy z reżimem Stroessnera”, ciążącym na Kobylańskim.
Nie było żadnej współpracy Kobylańskiego z reżimem Stroessnera jak zmyśla
D.Wysocka- Schnepf. Kobylański odczuwał trwałą niechęć do Stroessnera,
ponieważ w czasie kierowanego przez Stroessnera przewrotu jego ludzie zabili głównego
protektora Kobylańskiego w Paragwaju i jego bliskiego przyjaciela dr Roberta
Petita, który sprowadził Kobylańskiego do Paragwaju. W momencie zabójstwa dr
Petit był szefem policji u prezydenta Chaveza. Mecenas A. Lew- Mirski napisał
w swym akcie oskarżenia O D.Wysockiej-Schnepf: „W dalszych oskarżeniach
autorka mówi o „piętnie współpracy z reżimem Stroessnera”, tak jakby
sprzedaż sprzętu AGD i drukowanie znaczków było działalnością zasługująca
na szczególne potępienie”.
Oszczerstwo 24:
W
tekście w „Dużym Formacie „ (dodatku do „Gazety Wyborczej”
z 28 czerwca 2004 r.) M. Lizut nakłamał , cytując stwierdzenie ,
jakoby Kobylański „zaprzyjaźnił
się z samym dyktatorem” i miał „ogromny
wpływ” na prezydenta Stroessnera. W rzeczywistości Kobylański nie tylko, że
nie miał żadnego wpływu na prezydenta Stroessnera, ale się nawet nigdy z nim
nie spotkał. Było to wynikiem niechęci Kobylańskiego do Stroessnera za
zamordowanie przez jego ludzi głównego paragwajskiego protektora i przyjaciela
Kobylańskiego- dr.R.Petita. Jak pogodzić kłamliwe
stwierdzenie Lizuta o rzekomym „ogromnym wpływie” Kobylańskiego na S
troessenra z innym kłamstwem Lizuta, jakoby za czasów
rządów Stroessnera Kobylańskiego dwukrotnie
aresztowano.
Oszczerstwo
25:
M.Lizut
kłamie w cytowanym wyżej artykule, jakoby Kobylański załatwił sobie w 1964
roku nominację na konsula na Wyspach Kanaryjskich między innymi dlatego, że
„losy Stroessnera były coraz bardziej niepewne – ze względu na działalność
lewicowej partyzantki”. Przypomnijmy więc wbrew ocenom domorosłego historyka
M. Lizuta, że losy dyktatora Stroessnera wcale „nie były coraz bardziej
niepewne” w 1964 r. – porządzili Paragwajem aż do 1989 roku!
Oszczerstwo
26:
Lizut
kłamie w swym artykule, że Kobylański musiał potajemnie opuścić Paragwaj w
1967 roku, gdyż najwyraźniej palił mu się grunt pod nogami i nawet nazwano
go w jakimś dzienniku paragwajskim „dobrze znanym międzynarodowym bandytą”.
Zapytajmy więc jak mógł w takiej sytuacji po swojej rzekomej ucieczce nadal
pozostawać honorowym konsulem Paragwaju, i to aż przez 22 lata ?
Oszczerstwo
27:
Lizut
twierdzi, jakoby: „Prasa paragwajska pisała, że Kobylański współpracował
z tajna policją reżimu, która tropiła lewicowych działaczy wśród emigrantów
z Europy Wschodniej”. Nie podaje, jakie organy prasy paragwajskiej publikowały
rzekomo taki zarzut przeciw Kobylańskiemu, gdzie i kiedy? Oszczerstwo Lizuta
jest skrajnie sprzeczne z innym oszczerstwem wysuwanym przeciw Kobylańskiemu,
jakoby ten był tajnym agentem sowieckim. Wśród zarzutów przeciw Kobylańskiemu
brak tylko oskarżeń, że był Kubą Rozpruwaczem, czy potworem z LochNess/
Oszczerstwo 28:
Stare powiedzenie mówi: „Kłamca musi mieć dobra pamięć”. Wyraźnie
nie odnosi się to do Lizuta, który kłamiąc raz po raz podaje sprzeczne ze
sobą informacje. Na przykład
przytacza w jednym miejscu swego tekstu rzekomą wypowiedź Biłozura, iż
Kobylański „ nie był … przez nikogo kochany”. Wcześniej – wg. Lizuta-
ten sam Biłozur miał twierdzić, że rzekomo Kobylański „uwiódł żonę byłego
esesmana”, która tylko dla niego rozwiodła się z mężem. Jeśli ją „uwiódł”,
to musiała go kochać. A wszystko razem to są typowe plotki z magla rodem.
Oszczerstwo 29:
Lizut
twierdził w cytowanym wyżej paszkwilu, jakoby Kobylański: „Publicznie
szkalował kolejnych szefów polskich rządów, ministrów spraw zagranicznych
(…)” Jest to gołosłowne kłamstwo, nie poparte żadnym dowodem.
Oszczerstwo
30:
R.Schnepf oskarżał Kobylańskiego w
audycji Radia Zet z 23 marca 2005 r. o „szkalowanie prezydentów”. Jest to
gołosłowne kłamstwo, nie poparte żadnym dowodem.
Oszczerstwo 31:
J.Gugała twierdził w rozmowie
radiowej z 23 marca 2005 r., jakoby „Kobylański stanowił dla polskiego
Ministerstwa Spraw Zagranicznych poważny problem, od wielu ,wielu lat”.
Zapytajmy więc, jak w tej sytuacji wytłumaczyć cytowane przeze mnie wcześniej
(vide: Oszczerstwo 5 ) niezwykle serdeczne gratulacje B.Geremka dla J.
Kobylanskiego w oficjalnym liście z 17 lipca 1998 r.)
Oszczerstwo 32:
R.Schnepf twierdził w audycji w Radiu
Zet 23 marca 2005 jakoby : „Od
początku w 1992 roku w Polsce, w instytucjach rządowych , w parlamencie ,
istnieje szeroka wiedza nt. zastrzeżeń w stosunku do Jana Kobyłańskiego”.
Ewidentne kłamstwo. Jeśliby istniała taka rzekoma „szeroka
wiedza”, to czym wytłumaczyć honorowanie Kobylańskiego najwyższymi
polskimi odznaczeniami (poza Orderem Orła Białego), wizyty delegacji polskich
bardzo wysokich szczebli u Kobylańskiego w USOPAŁ ,etc.?
Oszczerstwo 33:
W artykule w „Gazecie Wyborczej” z 26 marca 2005 Gugała zarzucał J.Kobylańskiemu, jakoby ten „kwestionował legalność polskich władz i podstawy porządku demokratycznego w naszym kraju”.Ewidentne łgarstwo Gugały, nie podparte żadnymi dowodami faktograficznymi.
Oszczerstwo 35:
W
wyjątkowo nikczemnym paszkwilu J.Gugały: „Utuczyliśmy tę bestię”
(„Gazeta Wyborcza” z 26 marca 2005 r. Gugała chwali się : Mówiłem każdemu
kto przyjeżdżał do Kobylańskiego, że uczestniczy w pompatycznej farsie, za
którą kryją się jedynie chore ambicje Kobylańskiego i kilku mniej lub
bardziej przypadkowych ludzi”. Przypomnijmy, że USOPAŁ, to nie żadna farsa,
lecz reprezentacja setek organizacji polonijnych z Ameryki łacińskiej, w która
wchodzą m.in. tacy nieprzypadkowi ludzie jak: najwybitniejszy polski naukowiec
w Ameryce Łacińskiej – profesor Zygmunt Haduch, prezes Stowarzyszenia
Kombatantów w Argentynie Jerzy Skoryna, weteran walk armii Andersa major
Leopold Biłozur. Jedyną osobą bardzo przypadkową, na nieszczęście dla
interesów Polski, był sam Gugała na stanowisku ambasadora RP. Jak ocenić
tego byłego dyplomatę od siedmiu boleści, który ma czelność się chwalić
systematycznym szkalowaniem postaci i dokonań czołowego przywódcy Polonii w
Ameryce Południowej?
Oszczerstwo 36:
J.Gugała w wypowiedzi dla Radia Zet z 23 marca 2005 r. insynuował, iż
Kobylański „zorientował się, że związki polonijne w Argentynie, Urugwaju,
Paragwaju, to są starzy ludzie, bardzo często już nie potrafiący utrzymać
już to wszystko, więc łatwo wejść w takie związki, przejąć ich majątek
i zarządzać nim(…)”. W ten
sposób Gugała sugerował, że przyczyną działalności polonijnej Kobylańskiego
były niskie pobudki materialne, chęć przejęcia majątku starych ludzi z
Polonii. W rzeczywistości było i jest akurat odwrotnie, to nie Kobylański
dorabiał się na Polonii, lecz ciągle do niej dopłacał i dopłaca (ok. 1
miliona dolarów rocznie). Przypomnijmy, że prezes „Wspólnoty Polskiej” A.
Stelmachowski akcentował w liście do naczelnego redaktora „Wprost” M.Króla
z dnia 3 sierpnia 1997r., że Kobylański sfinansował „ z własnych środkow”
pierwszy Kongres USOPAŁ, a drugi poważnie wspomógł. Tak wielką rolę
Kobylańskiego w ratowaniu finansów Polonii przyznawał nawet jego zajadły wróg
i oszczerca Daniel Passent, pisząc w „Polityce” z 2 kwietnia 2005 r. o
Kobylańskim: „Upadek Don Juana stanowi koniec, ale i początek problemów
Polonii na kontynencie latynoskim. Polonia ta, aczkolwiek stosunkowo liczna, w
większości państw kontynentu (poza Argentyną i Brazylią) jest słaba. Kiedy
Kobylański zamknął kasę- powstała wyrwa trudna do wypełnienia”.
Do najobrzydliwszych oszczerstw należą różne insynuacje na temat rzekomych podejrzanych związków Kobylańskiego z Niemcami. Pierwszy wystąpił z tego typu pomówieniami arcyłgarz M. Lizut, powołując się na rzekome stwierdzenie Biłozura, że Kobylański „miał też przyjaciół wśród Niemców w Paragwaju. Grał z nimi w pokera”. To już rzeczywiście wielka zbrodnia Kobylańskiego! Niemcy grywali z nim w pokera, to już niewątpliwie musieli być jacyś krwawi naziści. Trudno tu znów nie zgodzić się z opinią adwokata Andrzeja Lwa-Mirskiego, gdy pisze: „Autor nie dopuszcza oczywiście takiej możliwości, by w Paragwaju żyli również Niemcy, którym ideologia hitlerowska była bądź zupełnie obojętna, bądź nawet wroga. Wydaje się nadto, że regularna gra w karty wcale nie stanowi koniecznego świadectwa umiłowania ideologii III Rzeszy.” Wydawany przez Niemców (koncern Springera !) tygodnik „Newsweek” znany jest ze swego kosmopolityzmu vel internacjonalizmu. Tym bardziej znamienne jest w tym właśnie, wydawanym przez Niemców tygodniku, eksponowanie, jako czegoś podejrzanego, domniemanego niemieckiego pochodzenia. A tak właśnie zrobił w stylu godnym Leszka Bubla J. Gugała w publikowanym w „Newsweek”-u z 28 marca 2005 tekście „Dr Jekyll
Oszczerstwo
38:
Zawistni oszczercy nie mogą znieść tego, że Kobylański w swoim czasie wiele zarabiał
na druku znaczków pocztowych. Z jakąż żółcią pisał na ten temat Lizut w
cytowanym już tyle razy paszkwilu :”(…) zawarł kontrakt życia na druk
paragwajskich znaczków pocztowych. Interes
rozszerzył na inne kraje w Ameryce i Europie”. Z kolei Jerzy Morawski ,atakując
„niecne interesy” Kobylańskiego w „Rzeczypospolitej” z 19 marca 2005 r.
pisał jednym tchem w podrozdziałku pt.”Miliony na znaczkach” : „Otrzymał
kontrakt na druk paragwajskich znaczków pocztowych i rozprowadzał je wśród
kolekcjonerów całego świata. Utrzymywał przyjacielskie stosunki
z dyktatorem, generałem Alfredo A. Stroessnerem”. To ostatnie zdanie
jest wierutnym kłamstwem, bo Kobylańskim
jak już wcześniej pisałem , miał uzasadnioną niechęć do Stroessnera z
powodu zamordowania R. Petita
i nigdy w życiu nawet nie spotkał
się z dyktatorem . Morawski woli insynuować, że Kobylański robił milionowe
interesy na znaczkach dzięki swej rzekomej zażyłości z dyktatorem niż
napisać prostą prawdę, iż Kobylański okazał wyjątkowy talent i wyśmienity
gust przy produkcji kolejnych serii znaczków pocztowych. Oddajmy w tej sprawie
głos bezstronnemu obserwatorowi całej kampanii przeciw Kobylańskiemu –J.Korwinowi
–Mikke, przypominając jego tekst z „Dziennika Polskiego” z 24 marca 2005
r. Czytamy tam m.in. : „(…)
pan Morawski zajmuje się życiem p. Kobylańskiego w Ameryce Południowej
– pisząc, że zrobił fortunę w Paragwaju, w jakichś mętnych interesach na
znaczkach pocztowych. Otóż tak się składa, że w tamtych czasach miałem
kilka czy kilkanaście lat, zbierałem znaczki pocztowe i doskonale pamiętam,
że znaczki Paragwaju były rarytasem – z uwagi na wspaniałą (jak na owe
czasy) formę graficzną, reprodukcje obrazów i krajobrazów osiągały wysokie
ceny. Jeśli to był pomysł p. Kobylańskiego, to z całą pewnością Paragwaj
zarobił na tych znaczkach grube parędziesiąt albo sto parędziesiąt milionów
dolarów – i zapewne parę milionów dolarów zarobił na tym ten, co ten
interes rozkręcił. Nie widzę w tym nic „podejrzanego”. P. Morawski
uprawia „szczucie na spekulanta” według metody, doskonale mi znanej
z czasów stalinowskich. Autor, i p.
Gauden, który to-to zamieścił, powinni się głęboko wstydzić. (Podkr-JRN).
Oszczerstwo
39:
Oszczerstwo
40:
22
marca 2oo5 r. w publicznej telewizji w „Wiadomościach” TVP 1 nagłośniono
przeciwko prezesowi J. Kobylańskiemu oszczercze oskarżenia o rzekome
szpiegostwo na rzecz wywiadu sowieckiego. Według tych informacji istnieje
rzekomo dokument, w którym Prokurator Generalny
Austrii ostrzegał w 1953 roku władze Paragwaju przed Janem Kobylańskim, który
wówczas przebywał na terenie Paragwaju, jako szpiegiem, oszustem i handlarzem
bronią. Dzień później 23 marca 2005 r. oszczercze oskarżenia podjęła
„Gazeta Wyborcza” w tekście : „Rewelacje o Kobylańskim. Sowiecki
szpieg?”,sygnowanym podpisem KNYSZ. Autor tekstu cytował znajdujące się we
wspomnianym „dokumencie” jakoby
stwierdzenia prokuratora generalnego Austrii :”Traktując jako niebezpiecznego
agenta, prowokatora i niemieckiego szpiega oraz uznając niebezpieczeństwo,
jakie ten osobnik stanowi dla wspólnego interesu Zachodu, pozwalamy sobie przesłać
niektóre informacje na jego temat” .Następnie prokurator wyliczał jakoby
odnoszące się do Kobylańskiego oskarżenia o handel materiałami
strategicznymi ze Związkiem Sowieckim, handel środkami odurzającymi, bronią
i fałszywymi paszportami.Już w parę dni potem - 25 marca 2005 r. z nagłośnieniem powyższego
oskarżenia występuje w rozmowie z Mikołajem Lizutem, publikowanym w
„Gazecie Wyborczej” były ambasador Polski w Urugwaju Jarosław Gugała.
Tytuł rozmowy brzmi:„Czy Kobylański był radzieckim szpiegiem ?”.
Przytaczam najważniejsze fragmenty tej rozmowy :
J.
Gugała:
„Tak, To jest notatka sporządzona przez urzędnika paragwajskiego
ministerstwa spraw wewnętrznych, która odnosi się do jakiegoś nieznanego
listu wysłanego przez władze austriackie. W tym dokumencie Kobylański jest
podejrzewany nie tylko o szpiegostwo, ale też o handel bronią, narkotykami i
inne przestępstwa. Wiarygodność tej notatki nie jest chyba zbyt wysoka. Jest
napisana bardzo prymitywnym językiem i w mojej ocenie nie spełnia standardów
poważnego urzędowego pisma. O to jednak trzeba pytać kogoś, kto lepiej zna
standardy paragwajskie. Pytanie o współpracę Kobylańskiego z radzieckim
wywiadem jest w sumie marginalne. Dla mnie wstrząsające jest to, że według
dokumentów IPN ten człowiek wydawał za pieniądze ludzi na śmierć. Taki
zbrodniarz jest zdolny do każdej podłości, więc jego ewentualne szpiegostwo
nie powinno robić wrażenia”.
Jak z tego widać J. Gugała powołuje
się na poszlaki, które „nie stanowią żadnego dowodu” Po drugie sam
przyznaje w odniesieniu do rzekomego dokumentu paragwajskiego, że:
„Wiarygodność tej notatki nie jest chyba zbyt wysoka. Jest napisana bardzo
prymitywnym językiem i w mojej ocenie nie spełnia standardów poważnego urzędowego
pisma”.
Tym bardziej nikczemne jest, więc nagłośnione
zaraz potem przez Gugałę oszczercze pomówienie na temat J. Kobylańskiego
„Taki zbrodniarz jest zdolny do każdej podłości”Istnieją,
aż nadto mocne podstawy do przypuszczeń, że rzekoma notatka paragwajskiego
ministerstwa spraw wewnętrznych w ogóle nigdy nie istniała, i została
wykoncypowana przez polskich wrogów Kobylańskiego, a przypuszczalnie J. Gugałę.
Co bowiem konkretnie obserwowaliśmy w całej sprawie. Otóż już 3 marca 2005
r. poseł Antoni Macierewicz zwrócił się do zastępcy dyrektora TVP 1 Doroty
Warakomskiej o udostępnienie mu kopii wspomnianego dokumentu. Macierewicz
podkreślił, że pragnie zweryfikować rzucone przeciw J.Kobylańskiemu oskarżenia
o powiązanie ze służbami specjalnymi. Konieczne jest to ze względu na znaczącą
rangę prezesa USOPAŁ w sprawach polonijnych.
Prośba posła Macierewicza spotkała się z dość szokującą odmową. Pani red. D. Warakomska w piśmie z 1 kwietnia 2005 r. pisała,
że „zespół „Wiadomości „ nie jest uprawniony do udostępniania kopii
czy treści dokumentu świadczącego o związku J. Kobylańskiego z sowieckimi służbami
specjalnymi”. Warakomska sugerowała, by poseł Macierewicz „zwrócił się
w tej sprawie bezpośrednio do archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych, gdzie
znajduje się ten dokument”. Poseł A. Macierewicz zwrócił się więc o
okazanie dokumentu lub jego kopii do Ministra Spraw Zagranicznych Adama Daniela
Rotfelda pismem z dnia 7 kwietnia 2005. Jeszcze tego samego dnia otrzymał od
ministra Rotfelda pismo informujące, że ten minister poleci Dyrektorowi
Archiwum w MSZ Markowi Sądkowi udostępnienie wszelkich materiałów, którymi
dysponuje MSZ na temat związków J. Kobylańskiego z sowieckimi służbami. Już
29 kwietnia 2005 minister spraw zagranicznych
A. D. Rotfeld skierował do posła Macierewicza kolejne pismo, którego
zawartość wręcz szokowała w świetle oskarżeń przeciw Kobylańskiemu, tak
donośnie rzucanych przedtem w telewizyjnym eterze ( redakcja publicznych
„Wiadomości” TYP 1 ) i w ”Gazecie Wyborczej”. Minister A. D. Rotfeld
wyjaśniał bowiem jednoznacznie, że w MSZ nie ma żadnego dokumentu na temat
rzekomych związków J. Kobylańskiego ze służbami specjalnymi, stwierdzając
co następuje:„Nawiązując do mojego pisma z 7 bm. w sprawie udostępnienia
dokumentacji, mającej potwierdzać związki pana Jana Kobylańskiego ze służbami
sowieckimi, pragnę uprzejmie poinformować, że
kwerenda przeprowadzona w Archiwum MSZ oraz we właściwym merytorycznie
Departamencie Konsularnym Polonii,
nie wykazała istnienia takich
dokumentów. Wzmiankę sugerującą kontakty pana Kobylańskiego z instytucjami
dawnego ZSRR znaleziono tylko w depeszy J. Gugały Ambasadora RP w Montevideo z
grudnia 2000 roku, przy czym podstawą takiej sugestii miała być treść
otrzymanego przez Ambasadę RP w Montevideo odpisu dokumentu z roku 1953, Samego
odpisu w Archiwum MSZ nie znaleziono, nie znamy także okoliczności otrzymania
go przez placówkę”. (podkr. – JRN)
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.