opublikowano: 26-10-2010
Mordercza fala - tsunami w Indonezji wyreżyserowanym
amerykańskim atakiem terrorystycznym?
Prezentujemy alternatywne punkty widzenia na temat wielkiego tsunami w Indonezji. Dwóch współpracowników „Wiru”, badacz katastrof Joe Vialls i dr Marek Głogoczowski, zaczęli podejrzewać, że pewne rzeczy wyglądają tu zupełnie inaczej, niż pokazały to media niemal zaraz po katastrofie. Korespondencja Viallsa dotarła do nas tuż po Nowym Roku, w kilka dni później przybrała formę artykułu. Mniej więcej w tym samym czasie, geofizyk dr Marek Glogoczowski, również zajął się tym tematem. Prosimy czytać poniższe słowa w kontekście artykułu „Bronie klimatyczne” zamieszczonego w niniejszym wydaniu. Prosimy również o nietraktowanie sprawy w sposób sensacyjny, ale o głębokie zastanowienie się nad tematem. Pamiętajmy, że najlepszym weryfikatorem informacji jest nasza wiedza i szare komórki.
-Redakcja
Czy
Nowy York wyreżyserował azjatyckie tsunami?
Utraciwszy
Afganistan i Irak, bankierzy Wall Street desperacko poszukiwali innych możliwości
kontrolowania naszego świata, kiedy nagle Rów Sumatry eksplodował.
USS Abraham
Lincoln CVN-72 Prawdziwe
epicentrum trzęsienia ziemi Meczet
w pobliżu epicentrum
Inni są zaangażowani nawet w tvp ekologicznego terrotyzmu, z dalekiej odległości mogą zmieniać klimat, wszczynać trzęsienia ziemi, uaktywniać wulkany Wszystko za pomocą fal elektromagnetycznych - amerykański Sekretarz Obrony, William Cohen (kwiecień 1997). Niespodzianka? Możemy przypuszczać, że Cohen już wtedy wiedział, że broń nuklearna generuje coś, co nazywamy „falami elektromagnetycznymi”.
Pomimo naturalnego odruchu ludzkiego, jakim jest milczenie w obliczu tak wielkiej ilości zabitych i rannych w Azji, tragedii jaka rozegrała się 26 grudnia 2004 roku, pomimo strachu przed utratą personalnego szacunku, gdy ktoś rozpatruje tę tragedię w kryminalnym aspekcie - należy powiedzieć, że nastąpiło wiele przysłowiowych nieregularności w oficjalnie prezentowanej amerykańskiej informacji na temat tsunami. Ta oficjalna wersja musi być teraz zapisana, ponieważ przepadnie na zawsze i rozpłynie się w czasie.
Nie ma żadnych wątpliwości,
że gigantyczna fala przypływu (tsunami), przedarła się szturmem przez Południową
i Południowo-Wschodnią Azję. Wciąż jednak posiadała na tyle siły, aby
kontynuować swoją drogę przez Ocean Indyjski aż do Afryki, gdzie zabiła i
poraniła dodatkowych kilkaset osób. Pozostaje tylko jedno pytanie, które
musimy zadać. Czy to tsunami było naturalną katastrofą, czy też wytworzoną
przez człowieka? Naturalna katastrofa byłaby wystarczającym horrorem, ale jeżeli
tsunami zostało wytworzone przez człowieka, to byłoby to największą,
jednostkową zbrodnią wojenną w historii naszej planety.
Aby zrozumieć sens tych wszystkich nieregularności, musimy zacząć od samego
początku a następnie kolejno, musimy przejść przez wszystkie wydarzenia, które
miały miejsce. Dotyczy to głównie wydarzeń rozgrywających się w pobliżu
prawdziwego epicentrum tsunami. To prawdziwe centrum znajduje się w całkowicie
innym miejscu, niż bez wytchnienia wmawiają nam „New York Times” i CNN.
W południe lokalnego czasu australijskiego, zapisałem siłę trzęsienia ziemi i jego pozycję określoną przez Biuro Geofizyki w Dżakarcie w Indonezji. Trzęsienie ziemi o sile 6,4 w skali Richtera nastąpiło na północ od indonezyjskiej wyspy Sumatra. Biuro Geofizyki w Dżakarcie dokładnie odnotowało, gdzie było epicentrum. 155 mil na południowo-południowy-zachód (SSW) od prowincji Aceh.
To miejsce znajduje się w przybliżeniu o 250 mil na południe od punktu podanego później przez amerykańską agencję NOAA. Agencja ta informowała, że epicentrum znajdowało się na północny-zachód od Aceh. NOAA podała początkowo, że siła trzęsienia wynosiła 8 w skali Richtera. Ale nawet to nie było wystarczające, aby wyjaśnić zniszczenia spowodowane niespotykanym wydarzeniem. Dlatego NOAA progresywnie podawała odczyt siły jako 8,5, następnie 8,9 aż w końcu 9,0 -— przynajmniej na chwilę obecną.
Pierwsze
udowodnione nieregularności były wmawiane przez amerykańskich oficjeli z NOAA,
którzy nagle wynaleźli zmienną dla apogeum wielkości fali trzęsienia ziemi,
dla tego incydentu. To apogeum było o znacznie większej sile niż apogeum Dżakarty.
Jest to tym dziwniejsze, że biuro w Dżakarcie jest ulokowane znacznie bliżej,
niemal na rzut kamieniem. Uwierzcie w to, co Wam teraz powiem. Nie istnieje
coś takiego jak zmienne apogeum trzęsienia ziemi, o którym mówi NOAA. Pierwsze
zmierzone apogeum wstrząsu sejsmicznego jest jedynym prawdziwym. No chyba, że
później dorysujemy ręcznie linię na odczycie z sejsmografów, która wykaże
jeszcze kilka apogeów, aby zgadzały się one z głoszoną propagandą. Oczywiście
jest także tylko jedno epicentrum, które zostało odnotowane przez
indonezyjskie i indyjskie
sejsmografy.
Oprócz różnic siły trzęsienia, Indonezyjczycy i Hindusi byli bardzo
zdziwieni, że zwykle pojawiająca się zapowiedź trzęsienia ziemi, nie została
w tym wypadku zarejestrowana na ich wykresach sejsmograficznych. Oznacza to, że
normalnie w takich przypadkach, sejsmografy rejestrują coraz bardziej nasilające
się fale „S” przed trzęsieniem, następnie rejestrują apogeum, (czyli główny
wstrząs) a potem coraz mniejsze wstrząsy wtórne. W omawianym przypadku,
poprzedzające główny wstrząs fale nie wystąpiły, podobnie jak zabrakło
wstrząsów wtórnych. Takie zjawisko akompaniuje naturalnemu trzęsieniu ziemi,
albo sztucznie wywołanemu przez fale Tesli. NOAA udzieliło ostrzeżeń o wstrząsach
wtórnych, ale w rzeczywistości nie miały one miejsca.
Należy w tym miejscu bliżej wyjaśnić całą sprawę laikom technicznym. Trzęsienie ziemi wywołane jest zwykle rezonansem fali elektromagnetycznej o frekwencji 0,5-12 Herców. Nie jest to jednak proces natychmiastowy. Odbicie fali musi być bardzo dokładne. Gdy nadchodzi prawdziwa fala rezonansu, szczelina w ziemi zaczyna drżeć jak naciągnięta lina. Wysyła sygnały ostrzegawcze do okolicznych sejsmografów w formie coraz silniejszych fal.
Jeżeli na odczycie widnieje zbitka skompresowanych fal „P”, jesteście prawie zawsze pewni, że nastąpiła podziemna, lub podwodna eksplozja. Tylko takie sygnały sejsmiczne zarejestrowały Indonezja i Indie. Wyglądały one bardzo dziwnie, podobnie do tych, które były generowane wiele lat temu w Newadzie przez wielkie podziemne eksplozje nuklearne.
Rząd Indii
doskonale wiedział, że nie było to „normalne” trzęsienie ziemi. 27
grudnia, Indie odmówiły uczestniczenia w planowanym przez Georga Busha
ekskluzywnym „klubie czterech”. Organizacja ta miała efektywnie wyciągnąć
Indie — azjatyckie
mocarstwo nuklearne, z nowej koalicji z Rosją, Chinami i Brazylią. 28 grudnia,
rząd Indii grzecznie ostrzegł amerykańską armię, aby trzymała się z
daleka od terytorium Indii. 29 grudnia, artykuł redakcyjny w „India Daily”
publicznie wyraził wątpliwość co do natury trzęsienia ziemi: Czy było
to przedstawienie, aby pokazać, że można wykreować zamieszanie w całym
rejonie?... Biorąc pod uwagę stopień zniszczenia i to, że Indie są
regionalnym mocarstwem w Południowej Azji, indyjska marynarka wojenna ma obowiązek
przeprowadzić śledztwo i powiedzieć o jego wynikach światu.
Nawiążemy nieco później do relatywnie łatwego zadania dostarczenia
wielo-megatonowej bomby termonuklearnej na dno Rowu Sumatrzańskiego i do
zdetonowania jej z niesamowitym efektem. Teraz jednak powróćmy do naszego
pierwotnego założenia, poruszania się śladem następujących po sobie wypadków
i nieregularności. Najpierw musimy się udać na południe, do dalekich pustyń
Australii, zarządzanych obecnie przez Wall Street znanej dzisiaj jako „Mały
Jasio Howard”, wywołując wielkie niezadowolenie wśród swoich
australijskich poddanych. „Mały Jasio” nigdy nie wykonał żadnego ruchu
poza Australią chyba, że został dokładnie poinstruowany przez swoich panów
w Nowym Jorku. Zapamiętajmy to sobie, ponieważ jest to niezmiernie ważne, aby
zrozumieć, co następnie zrobiła Australia.
Rankiem 27 grudnia, australijskie (właściciele w Nowym Jorku) media, głosiły bardzo wyraźnie, że najbardziej ucierpiał region Sn Lanki (wyspa na południowym czubku Indii), która, podobnie jak Australia, jest członkiem państw Wspólnoty Brytyjskiej. W związku z tym, Tim Costello, szef jednej z największych australijskich organizacji charytatywnych, zaczął natychmiast planować swoją podróż do regionu, aby na miejscu zorientować się w sytuacji i jakie jest zapotrzebowanie na pomoc. Tego samego ranka, „Mały Jasio” (premier Australii, John Howard) tańczył do taktów zupełnie innej muzyki, która musiała płynąć poprzez wolne od podsłuchów linie telefoniczne z Wall Street.
Zupełnie po kryjomu, „Mały Jasio” przygotował do startu dwa samoloty transportowe Herkules RAAF (Królewskie Siły Lotnicze Australii). Samoloty załadowane były zaopatrzeniem dla Malezji. Wydał również polecenie oddelegowania dwóch następnych samolotów do Darwin w północnej Australii. Zwróćmy uwagę, że gdyby „Mały Jasio” faktycznie miał jakieś humanitarne zamiary, wszystkie cztery Herkulesy mogły wylecieć prosto do partnera Australii - Sri Lanki. Przecież powiedziano już wszystkim Australijczykom, że tam właśnie potrzebna jest pomoc. Ale „Mały Jasio” czekał cierpliwie na rozkazy z Nowego Jorku.
Czekał krótko. Kiedy samoloty zwiadowcze potwierdziły, że pas startowy w Medan na wschodniej Sumatrze jest nienaruszony, wszystkie 4 australijskie Herkulesy, wypakowane żołnierzami, bronią, amunicją i innym rynsztunkiem bojowym, najechały Sumatrę, na południe od zdewastowanej prowincji Aceh. 90% mieszkańców tego regionu zostało zabitych przez tsunami. Aceh może pewnego dnia, w najbliższej przyszłości, stać się indonezyjskim własnym Guantanamo Bay, wypełnionym setkami, uzbrojonych po zęby Australijczyków i Amerykanów.
Pamiętajmy w tym miejscu - w momencie, kiedy wspomniane 4 Herkulesy lądowały w Medan, przeciętni Australijczycy ciągle nie wiedzieli, że Sumatra poniosła wielkie straty. Tylko „Mały Jasio” wiedział. Oczywiście jego kryształowa kula była w Nowym Jorku. Mieli gdzieś Sri Lankę, jego szefowie chcieli głównej bazy na wielkie kontrakty odbudowy Azji. Cała sprawa była pomyślana tak, by kontrakty te zajęły miejsce tych, na wykradanie ropy i odbudowę Iraku co się nie powiodło. Były też tak pomyślane, aby biedny stary Syjon słaniający się już na nowojorskich nogach, mógł przetrwać jeszcze przez kilka tygodni, lub miesięcy.
W końcu nie ma
żadnego znaczenia, ilu Gojów musiało umrzeć. No i cóż, niejako dodatkowo udało się zabić ponad 100 tys. muzułmanów
na Sumatrze, tylko za pomocą jednej fali przypływu.
To taka częściowa zemsta za porażki w Afganistanie i Iraku.
Nie
trzeba przypominać, że Australijczycy byli tylko awangardą. Wkrótce nadeszły
dziwnie doskonale przygotowane i wyposażone wojska amerykańskie — chociaż wątpiłbym czy
jakikolwiek żołnierz i oficer rozumiał, co się naprawdę dzieje. Tylko kilku
zastanawiało się, dlaczego przez cały ostatni rok trenowali różne warianty
niesienia „pomocy humanitarnej”, kiedy cały sens istnienia amerykańskiej
marynarki wojennej i korpusu marines polega na zabijaniu ludzi w wielkich ilościach.
Tylko
popatrzcie na Fallujach. Popatrzcie w tamtą stronę!
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, Pentagon miał w gotowości dwie grupy bojowe lotniskowców do przemieszczenia w tamten rejon z Hong Kongu i Guam, podczas dość chaotycznego zwykle okresu Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Hej, militarna dyscyplina zupełnie się zmieniła od moich czasów, gdy wszyscy, także koty okrętowe, byli uśpieni podczas świąt. Nie! Tych ponad 10 tys. Amerykanów, musiało stać w gotowości bojowej przy swoich hamakach dniami i nocami, czekając na przyjście oficerów i dowódców.
Następne
wydarzenie było przygotowane po mistrzowsku, ponieważ miało miejsce na morzu.
Daleko od ciekawskich oczu szpiegów i wyimaginowanych agentów KGB. Najpierw
musicie wiedzieć, kto w nim uczestniczył.
Pominąwszy
ogromne ilości ofiar tsunami w ich własnej prowincji Tamil Nadu, Indie w 72
godziny przekształciły swój statek badawczy INS Nirupak w 50-cio łóżkowy
szpital i wysłały go (nieuzbrojony) na pomoc ludziom w prowincji Aceh w
Indonezji. W tym samym czasie, Ameryka wysłała okręty bojowc i uzbrojonych po
zęby marines. Amerykańska marynarka wojenna posiada dwa statki szpitale, na
tysiąc łóżek każdy. Są
to „Comfort” i „Mercy”. Zaden z
nich nic wypłynął na pomoc. USNS Comfort został wysłany do Nowego Jorku,
gdy 3 tys. Amerykanów straciło życie we wrześniu 2001 roku. Ten obecny brak
działania wyraźnie wskazuje, że 150 tys. (głównie muzułmanów) zabitych w
południowo-wschodniej Azji i pół miliona rannych, nie zasługuje na uwagę
elit nowojorskich.
Z Hong Kongu wyszła pierwsza eskadra,
składająca się z atomowego lotniskowca USS Abraham Lincoln i okrętów
eskorty. Jednak bardziej interesująca eskadra wyszła z Guam, prowadzona przez
USS Bonhomme Richard - jest to śmigłowcowiec uderzeniowy marines z doskonale
przygotowanym wojskiem w pełnej gotowości bojowej. I to nie wszystko, bowiem
Bonhomme Richard prowadził ze sobą armadę. znaną pod nazwą Ekspedycyjna Siła
Uderzeniowa nr 5.
Okrętowi flagowemu USS Bonhomme
Richard towarzyszyły: USS Duluth pływający
dok transportowy, USS Rushmore okręt desantowy, krążownik rakietowy (USS
Bunker Hill, niszczyciel rakietowy USS Milius i fregata rakietowa (USS Thach.
Strefą podwodną eskadry zajmowała się atomowa łódź podwodna klasy „Hunter-killer”
(USSN Pasadena. Straż Wybrzeża (Coast Guard), wysłała dalekomorski kuter
Munro. Prawdopodobnie po to, by „negocjował” z azjatyckimi służbami
granicznymi.
Grupa Uderzeniowa nr 5 może
nieść na swych pokładach wystarczającą ilość broni nuklearnych, by
zniszczyć połowę znanego świata i trudno oceniać ją z humanitarnej
perspektywy. Lecz inżynier, starszy sierżant sztabowy Julio C. Domingez,
twierdzi coś zupełnie przeciwnego: Grupa wsparcia marines była
przygotowywana do zadań humanitarnych tego typu przez ostatnich 12 miesięcy i
dlatego dobrze przygotowana jest do tej akcji. Dobrze sierżancie. Ale
dlaczego nie zapytaliście, po co byliście przygotowywani do tajemniczej misji
humanitarnej na rok wcześniej? Przecież normalnie, waszym głównym zadaniem
jest robienie sita strzeleckiego z muzułmanów.
Najbardziej tajemnicza część przedstawienia nastąpiła, gdy dwie grupy bojowe wpłynęły na Ocean Indyjski. USS Abraham Lincoln wyglądał całkiem niewinnie ze swoimi 70 samolotami bojowymi, ale w swoich czeluściach niósł 2 tys. marines. Normalnie na jego pokładzie znajduje się tylko 500 marines. To jest ogromna siła ognia, gdy wypuści się ją na opustoszałe ulice Banda Aceh szczególnie, jeśli Wall Street zwykle oczekuje, że marines będą bez sprzeciwu umierali dla Syjonu w Iraku. Zastanówmy się teraz, skąd wiedzieli, że będą potrzebni dodatkowi żołnierze jeszcze zanim eskadra pierwsza opuściła Hong Kong? Dodatkowych 1500 marines na pewno nie stało dookoła okrętu czekając aż się załapią na podróż.
Następnie, kiedy dwie grupy bojowe (na pierwszy rzut oka) płynęły w różnych kierunkach poprzez Ocean Indyjski, stało się coś jeszcze dziwniejszego. Grupa Uderzeniowa nr 5 (humanitarna) powinna iść na pomoc ludziom ze Sri Lanki. Tymczasem marines płynący na pokładzie USS Bonhomme Richard, przesiedli się na pokład okrętu transportowego doku USS Duluth, odpłynęli od GU-5 i ruszyli w stronę pierwszej eskadry. Bez wiedzy Indonezyjczyków, nieco niezgrabny i relatywnie nie niebezpieczny w tej sytuacji lotniskowiec (USS Abraham Lincoln, został użyty jako zasłona do przerzucenia 3,5 tys. ciężko uzbrojonych marines do prowincji Aceh.
To mniej więcej byłoby wszystko, co wydarzyło się do dzisiaj, gdyby jeden z kamerzystów australijskiej telewizji, przez przypadek nie sfilmował wczoraj niektórych ciężko uzbrojonych marines amerykańskich, którzy zaczęli na niego krzyczeć i próbowali odstraszyć. Szukali pozostawionych broni na terenie opustoszałej indonezyjskiej bazy wojskowej. Nazywajcie mnie staroświeckim, ale w moim przekonaniu to zadanie powinno być pozostawione armii indonezyjskiej.
Nie będę
spekulował w jaki dokładnie sposób, wielka amerykańska bomba termonuklearna
znalazła się na dnie Sumatrzańskiego Rowu. Wszystkie sejsmologiczne dowody
wskazują, że faktycznie tam trafiła. Powróćmy więc do starego jak świat
pytania - kto
w tym konkretnym przypadku odniósł największe korzyści? Kto jest na tyle
szalony, że mógł zabić 150 tys. cywilów, aby utrzymać się przy władzy?
Opierając się na dotychczasowych działaniach w Iraku i innych „szczęśliwych”
krajach, wygląda na to, że najlepszym kandydatem jest Wolfowitz i
spółka próbująca jak zawsze utworzyć jeden rząd świata.
Na pewno żadne inne mocarstwo nuklearne, włączając w to Rosję i Chiny, nie
wyciągnęłoby dla siebie żadnych korzyści z tego masowego mordu. Powróćmy
więc do starej maksymy Sherlocka Holmesa, wyrażonej piórem Sir Arthura Conan
Doyla:
Kiedy odsunąłeś wszystko co jest niemożliwe, to co zostało, obojętnie
jak niewiarygodne, jest prawdziwe.
Dla kabalistów syjonistycznych dostęp do termonuklearnej broni w Ameryce
nie jest trudny szczególnie, gdy mamy bezprecedensowych 100 małych, schodzących
z uzbrojenia atomówek z pocisków rakietowych klasy powietrze-powietrze. Zostały
one przeszmuglowane przez tylne drzwi Pentagonu przez jego pracownika cywilnego,
do stworzenia bazy obecnego arsenału nuklearnego państwa żydowskiego.
Teoretycznie,
amerykańska bomba termonuklearna o sile 9 megaton typu W-53, pokazana po lewej
stronie, może być włożona w komorę głębinową, podobną do tej po stronie
prawej. Komora ta zabezpieczyłaby bombę przed ogromnym ciśnieniem 10 tys.
funtów na cal kwadratowy, jakie panuje na dnie Rowu Sumatrzańskiego. Cały
pakunek ważyłby mniej niż 5 t. To pozwoliłoby wyrzucić go za rufę
zbiornikowca, lub statku zaopatrzeniowego, których w samej Azji jest ponad 300.
Kto by się spostrzegł?
Gdy system broni jest przestarzały i wychodzi z uzbrojenia, lojalny personel mundurowy nie wie, co się z nim dalej dzieje.
Ci,
którzy chcą zrozumieć, w jaki sposób mała broń może wstrząsnąć położonym
na głębokości 20 tys. stóp rowem tektonicznym, jak może następnie wywołać
gigantyczne tsunami przemierzające cały Ocean Indyjski –
powinni spojrzeć na diagram słynnych bomb, które rozbiły niemieckie
zapory wodne. (powyżej)
Wynalazcą bomby dla RAF-u odbijającej się jak piłka, był Barnes Wallace, który zdobył szacunek i reputację dzięki swojemu bombowcowi Wellington, który skonstruował w ten sposób, by mógł wytrzymać duże zniszczenia bojowe i dalej lecieć. Wiele załóg Wellingtonów wracało do baz w przysłowiowych strzępach, kiedy ich nowocześni kuzyni, np. Stirling i Halifax, często pogrążały się w głębinach Morza Północnego.
Wallace wiedział, że pionowe bombardowanie zapór, to tylko strata czasu. Jedyną szansę stwarzała mina umieszczona u podnóża tamy. Woda nie może być ściśnięta. Gdyby mina była umieszczona na ścianie zapory w momencie detonacji, część energii przeszłaby na ścianę i ścisnęła ją. Gdyby eksplozja nastąpiła za daleko od ściany w relatywnie płytkiej wodzie, duża część energii wybuchu poszłaby do atmosfery w ogromnym gejzerze wodnym.
Dlatego wiadomo
było, że zapory nie może zniszczyć jedna bomba zrzucona z jednego bombowca
Lancaster (musiałaby mieć
tak wielką wagę, że bombowiec nie wystartowałby w powietrze). Wallace oparł
swoje nadzieje na naukowym fakcie, że kumulowane naprężenia powinny zniszczyć
tamę. Miał rację. Pomimo że oficjalnie uważa się, że trzy bomby (każda o
wadze 6,5 tys. funtów TNT) trafiły bezpośrednio w cel, to jedna z nich nieco
zeszła z linii lotu. Oznacza to, że gigantyczna zapora wodna Mohe została
przerwana za pomocą 13 tys. funtów TNT.
To właśnie niemożliwość ściśnięcia wody, ma ogromne znaczenie w przypadku Rowu Sumatrzańskiego. Na dole panuje ciśnienie 10 tys. funtów na cal kwadratowy. Oddziałuje ono na naszą bombę. Nad nią znajduje się kolumna wody wysoka na 20 tys. stóp, która powoduje to ciśnienie. Więcej. Rów zwęża się u dołu. Znaczy to, że bomba się zaklinowała. To dawało całkiem realną szansę wywołania ruchu płyt tektonicznych, jeżeli użyje się wystarczającej siły wybuchu.
W tym konkretnym
przypadku nie istniała potrzeba przemieszczenia płyt tektonicznych. Nauka
sugeruje, że gdyby takie przemieszczenie nastąpiło, to wystąpiłaby fala
silnych wstrząsów wtórnych, tak jak w przypadku każdego większego trzęsienia
ziemi w przeszłości. Jak powiedziałem wcześniej, pomimo fałszywych ostrzeżeń
z amerykańskiej NOAA, wstrząsy wtórne nie wystąpiły: Nie było nawet
pojedynczego wstrząsu wtórnego, który można by było bezpośrednio i
w sposób naukowy powiązać z wydarzeniem w Rowie Sumatrzańskim o godzinie
07:58 czasu lokalnego dnia 26 grudnia 2004 roku.
Późniejsze
wstrząsy mogą, ale nie muszą być powiązane z użyciem broni.
Aby zmusić Azję do podporządkowania się i zapewnić lwu część lukratywnych kontraktów na odbudowę, wystarczyło tylko wielkie tsunami wycelowane w odpowiednio wybrane kraje. Takie tsunami można było bardzo łatwo wywołać za pomocą broni termonuklearnej. Nie ma niczego nowego w tej technice nazywanej „Sea Bursts”. Ponad 30 lat temu, zarówno w Ameryce jak i Rosji istniały plany zniszczenia przybrzeżnych skupisk przeciwnika, przy użyciu dokładnie tej samej techniki. Fala przypływu wygenerowana na głębokim morzu jest relatywnie czysta. To pozwala agresorowi na natychmiastowe zajęcie lądu, pozostałych budynków itd. Proces ten odbywa się tylko z minimalnym opóźnieniem czasowym.
Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, Indonezja, Sri Lanka i Indie znalazłyby się w ręku Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego na następnych 30, albo więcej lat. Wystarczający czas na przeczekanie, aż ceny ropy ponownie spadną po śmiertelnej porażce w Iraku. W tym samym momencie, gdyby rząd indyjski połknął przynętę, koalicja Rosji-Chin-Indii-Brazylii mogłaby zostać zatrzymana. Niemałe korzyści dla jednej termonuklearnej bomby w tajemnicy wyjętej z procesu rozbrojeniowego.
Niektórzy mogą twierdzić, że specjalnie pominąłem wielkie pola gazowe Exxon Mobil w Aceh. Ale to nie prawda. Oczywiście, że te podskórne pola są bardzo wydajne. Z pewnością będą ponownie wydobywały znaczne ilości gazu, kiedy zostaną naprawione urządzenia powierzchniowe. Ale nawet i one same nie ochronią Nowego Syjonu przed upadkiem. Wall Street potrzebuje wielkich i w znacznej ilości kontraktów na odbudowę.
Jeżeli dobrze pamiętam, tuż przed świętami Bożego Narodzenia otrzymałem wiele listów elektronicznych na temat jakiegoś Niemca. Twierdził on, że Wolfowitz wszedł w posiadanie jakiejś broni i miał zamiar przeprowadzić eksplozję nuklearną w Huston, w nocy z 26 albo 27 grudnia. Nigdy nie doczytałem tego listu do końca, ale prawdopodobnie został on puszczony w obieg przez Wolfowitza, lub kogoś na jego służbie - jako klasyczna dezinformacja odwracająca uwagę. Jest to coś w stylu: Wy idioci patrzcie uważnie 26 grudnia na Huston, kiedy ja za waszymi plecami zdetonuję bombę w Azji.
Uzupełnienie
z 6 stycznia 2005
Tsunami
przeszło obok indyjskich odrzutowców bojowych i nuklearnej elektrowni.
Indyjski
reaktor nuklearny w Chennai w prowincji Tamil Nadu. Po bokach super nowoczesne
samoloty bojowe Sukhoi Su-30. Powinny one się znajdować w narażonej na
uderzenie bazie na Nicobar. kiedy tsunarni szturmowało na północ od Rowu
Sumatrzańskiego.
Indie posiadają
wielką bazę lotniczą na wyspie Nicobar, która ochrania przedpiersie wód
terytorialnych Indii w zatoce Bengalskiej. Ta baza miała być domem dla 25
samolotów rosyjskiej produkcji Su-30. Każdy z tych samolotów może być
uzbrojony w rakiety Sunburn i Onyx. Są to rakiety przeciw okrętowe, które lecą
do celu z szybkością ponad 2 Machów.
Eskadra Su-30 miała przylecieć na Nicobar 14 grudnia, ale przylot ten został
wstrzymany ze względu na prace konstrukcyjne. O ironio. Pomimo wielkiej fali
tsunami, która zmiatała wszystko na swej drodze i niszczyła pasy startowe,
Indie wciąż są w posiadaniu swoich cudownych Su-30. Teraz stacjonują one w
pełni uzbrojone na lądzie w zasięgu uderzeniowym amerykańskiej grupy
lotniskowej na Oceania Indyjskim.
Nasze myśliwce
będą operowa/v z bazy w ciągu sześciu miesięcy —
powiedział zdeterminowany marszałek lotnictwa Indii, S. Krishnaswamy,
gdy oceniał zniszczenia bazy na Nicobar. Wciągu roku baza będzie w gotowości
bojowej. Największy problem polega na ponownym transporcie wszystkich materiałów
budowlanych przez statki. Wchodzą w
to bloki betonowe, które musimy położyć na pasach startowych.
Wielka katastrofa mogła mieć miejsce w Chennai, w Tabu Nadu, najbardziej wysuniętej na południe prowincji Indii i miejscem, w którym znajduje się nuklearny reaktor. Nieco większa siła, o około 0,2 w skali Richtera, a świat, w tym szczególnie Indie miałyby następny Czarnobyl. Następne „katastrofalne” wydarzenie od trzęsienia ziemi w Rowie Sumatrzańskim. Szczęśliwie, jakby takie było przeznaczenie, fala zniszczyła tylko wloty do wieży chłodniczej, które nie mają większego znaczenia w pracy nuklearnego reaktora.
Gdy napisałem te
słowa, rankiem 6 stycznia, Bloomberg bardzo grzecznie poinformował, że
dowodzenie przechodzi z Grupy Uderzeniowej nr 5 (tylko humanitarna
misja), na lotniskowiec USS Abraham Lincoln i jego grupę bojową w Aceh. Teraz
już nie jedna, ale obydwie masywne siły uderzeniowe zostały skierowane
przeciwko biednej Indonezji i jej 110 mln muzułmanów.
USS Bonhomme Richard i USS Duluth dzisiaj wpłynęły na wody przy Sumatrze.
Transportem powietrznym przerzucono ponad 90 tys. kg z dwóch magazynów do
rozdania na terenach, których nie można osiągnąć transportem kołowym —
głosi oświadczenie amerykańskiej ambasady w Dżakarcie. Okręty
posiadają 25 śmigłowców każdy i co najmniej podwojoną ilość pojazdów
powietrznych USA do rozwożenia pomocy.
Joe
Vialls
TSUNAMI
KORUPCJI SEJSMOLOGÓW W...
USA I TAJLANDII
— pierwsza
korespondencja dr Głogoczowskiego z 6 stycznia 2005 roku
Gdy dziesięć dni temu nastąpiło wielkie trzęsienie ziemi na Sumatrze, to będąc z wykształcenia geofizykiem, wprost nie chciałem wierzyć, że spowodowane tak wielkim trzęsieniem, najzupełniej „obowiązkowe” tsunami uderzyło w kompletnie na to nie przygotowane kraje basenu Oceanu Indyjskiego. Jak to się mogło stać przy obecnym poziomie nauki i techniki? Dzisiaj trzema minutami ciszy także i w Polsce uhonorowano pamięć blisko już 200 tys. ofiar tej „naturalnej” katastrofy na antypodach Europy.
Przeglądając jednak prasę ma się wrażenie, że w nawale informacji o ofiarach i akcji ratowniczej, kompletna cisza zaległa na temat tego, kto osobiście jest odpowiedzialny za aż tak wielką liczbę ofiar. Zwłaszcza w krajach takich jak Indie, odległych od epicentrum o dobre dwa tysiące kilometrów. Jak to pięknie powiedział Adam Michnik, przesłuchiwany przez Komisję Sejmu w 2003 roku, PRASA (w wolnym kraju) MA ŚCIŚLE ZACIŚNIĘTE USTA. Zatem tylko takim „oszołomom” jak ja, pozostają próby przekazania do szerszej wiadomości, kto stoi za spotęgowaniem tragedii, której rozmiary w „normalnym świecie”, łatwo byłoby zredukować.
Poniżej przytaczam urywki z opracowania profesora ekonomii, Michaela Chossudowskiego z Ottawy, dyrektora Centrum Badań Globalizacji, o którego osiągnięciach oczywiście nie chcą wiedzieć „nasze” zglobalizowane (czytaj: zbęcwalizowane) „politycznie poprawne” media. Raport Chossudowskiego otrzymałem 3 stycznia, ale już dwa dni wcześniej, od moich kolegów korespondentów, Johannesa Buhlera i Ziegfrieda Tishlera, profesorów odpowiednio mechaniki wody i nauk o Ziemi, otrzymałem informacje o nieprzyjemnych dla naukowego establishmentu faktach, których nie wolno nagłaśniać w „wolnych krajach”. Obaj naukowcy w momencie trzęsienia ziemi na Sumatrze przebywali w Azji Południowo-Wschodniej. Hannes był na Filipinach, a Siegfried w okolicach Singapuru.
Oto wyjątki z
raportu Michaela Chossudowskiego, pt. „Waszyngton wiedział, że na Oceanie
Indyjskim powstaje mordercza fala”.
Zarówno wojska
USA jak i Departament Stanu otrzymały wcześniejsze ostrzeżenia. Powiadomiono
amerykańską bazę na wyspie Diego Garcia, na Oceanie Indyjskim. Baza leży
bezpośrednio na drodze morderczego przypływu. Nie odnotowano tam żadnych
ofiar. Dlaczego jednak rybacy na Oceanie Indyjskim nie zostali ostrzeżeni?
Flota USA otrzymała ostrzeżenie...
Trzęsienie ziemi miało wielkość 9° w skali Richtera i należało do największych
w historii. Służby Centrum Ostrzegania Pacyfiku na Hawajach (mające dane z
sieci sejsmografów usytuowanych na całym świecie —
MG) oceniły to trzęsienie tylko na 8 w skali Richtera. a dopiero 1,5
godz. później, gdy mordercza fala tsunami uderzyła w Cejlon (Sri Lankę),
sejsmolodzy w Centrum Ostrzegania Pacyfiku na Hawajach zorientowali się, co się
dzieje. Według Charlesa Mc Creery, dyrektora rzeczonego Centrum, jego zespół
powiadomił o tym trzęsieniu ziemi Departament Stanu, który ponoć przekazał
dalej wiadomość rządom w Azji. Według rządu hinduskiego, takiego ostrzeżenia
nie otrzymano...
Choć zmiany oceny siły tego wstrząsu dokonano dopiero po uderzeniu fali w Sn Lankę, to prawie godzinę wcześniej tsunami uderzyło w Tajlandię, skąd natychmiast powiadomiono Centralę na Hawajach o skali katastrofy... Dyrektor McCreery twierdzi, że jego Centrum nie posiada żadnych kontaktów w rejonie Oceanu Indyjskiego... Tego typu wypowiedzi są zupełnie sprzeczne z faktem, że kilka krajów przylegających do Oceanu Indyjskiego bierze udział w pracach tego właśnie Centrum Ostrzegania Przed Tsunami, usytuowanego w Honolulu na Hawajach. Kraje te należą do grupy 26 krajów tworzących Międzynarodową Grupę Koordynacyjnąw Wypadku Tsunami (ICGTWS). W grupie tej znajdują się: Tajlandia, Indonezja i Singapur. Wszystkie te kraje mają swoje adresy w książce adresów alarmowych ICGTWS, znajdującej się w rzeczonym Centrum. Co więcej, do obowiązków ICGTWS należy: pomagać narodowym systemom ostrzegawczym, w szczególności ostrzegając przed tsunami. Tymczasem, tylko dwa kraje znajdujące się w rejonie zagrożenia zostały ostrzeżone. Były to Indonezja i bardzo odległa od epicentrum Australia.
Chossudowski
pisze dalej: Przy nowoczesnych środkach komunikacji ostrzeżenie mogło być
rozesłane na ca/v świat w ciągli kilku minut, przez Internet, telefony, faxy,
by nie wspomnieć już telewizji satelitarnej. Według kompetentnego
komentatora z Uniwersytetu w Manitobie w Kanadzie: Nie było jakiegokolwiek
powodu, aby chociaż jedna osoba musiała zginąć, jako że do większości
brzegów, w które uderzyło tsunami, przypływ dochodzi z opóźnieniem od 25
minut do 4 godzin.
Chossudowski konkluduje: Podstawowe pytanie brzmi: dlaczego rządy krajów Oceanu Indyjskiego nie zostały powiadomione? Jakie były przepisy sił wojskowych USA, oraz Departamentu Stanu odnośnie takiego powiadomienia? Są to pytania bardzo ważne, ale jeszcze istotniejsze jest to, dlaczego niejako kolejnymi „falami” spowodowanymi przez „nieprzewidziane”, (ale łatwo przewidywalne) tsunami, nastąpiły ruchy floty wojennej USA na Oceanie Indyjskim. Te fale są niemal całkowicie „niewidzialne” dla Wolnej Prasy.
Normalnie, pomocą przy likwidacji szkód trzęsienia ziemi zajmują się ściągane z całego globu odpowiednie służby o charakterze „humanitarnym”, a tu nagle, jak podaje Chossudowski, z pomocą dla poszkodowanych zaczynają śpieszyć dwa lotniskowce, zwykle przebywające na Oceanie Spokojnym, wraz z całą flotyllą okrętów pomocniczych, na których przygotowany jest do „udzielenia natychmiastowej pomocy” uzbrojony po zęby pododdział marines w sile 2,1 tys. ludzi. I aby było jeszcze ciekawiej, na dowódcę „operacji tsunami” wyznaczono generała Blackmana, który dwa lata temu był Szefem Sztabu wojsk „Koalicyjnych” przygotowujących się do „wyzwolenia” Iraku.
Dla mnie zaś, jako geofizyka, dwie rzeczy są niepokojące. Otóż obecnie, obliczenia siły trzęsienia ziemi dokonuje się w sposób praktycznie automatyczny, za pomocą specjalnego oprogramowania komputerowego. No i co - te super-komputery w Honolulu samoczynnie, po dwóch godzinach od momentu, kiedy sejsmografy z rejonu dotkniętego trzęsieniem przestały już dostarczać ważnych danych, nagle samoczynnie „zmieniły zdanie” i zaczęły wskazywać, że wielkość trzęsienia była 9 a nie 8 w skali Richtera? Zatem wstrząs był 10 razy większy niż to określono początkowo.
Ale nie jest to
jedyna rzecz, która mną „wstrząsnęła”. Otóż wraz z globalizacją nastąpiła
najzwyklejsza debilizacja lokalnych, narodowych ekip sejsmologów, którzy
przestali być zdolni (czego ja się kiedyś na studiach uczyłem), by
samodzielnie określać siłę trzęsień ziemi na podstawie tylko lokalnej
sieci sejsmografów. A dotyczy to chociażby takiej matematycznej potęgi, jak
Indie. Pozbywszy się możliwości samodzielnej oceny danych dostarczanych przez
ich „narodowe” stacje sejsmiczne, sejsmolodzy z konieczności muszą czekać
na to, co im „bóg w postaci USA”
przekaże do wiadomości i do zaakceptowania. A ten „bóg” może przecież
mieć i na pewno ma swe prywatne interesy, niekoniecznie pokrywające się z
dobrem uzależnionych od niego krajów i narodów. Prywatne interesy mają też
i te poszczególne kraje.
Jak mi napisał J. Tischler, w Tajlandii zespół dyżurnych sejsmologów, dowiedziawszy się (zapewne przez telefon, od kolegów z Indonezji, bo nie z USA), że wstrząs miał siłę „tylko” 8 w skali Richtera, po krótkiej dyskusji zdecydował się nie wszczynać alarmu na wybrzeżu, aby w ten sposób nie psuć intratnego biznesu z dziesiątkami tysięcy bogatych turystów w nadmorskich hotelach. I tak właśnie wygląda „etyka naukowa” na całym już intensywnie globalizującym się i komputeryzującym świecie.
Addendum
do „Tsunami korupcji w sejsmologii”
Drugi
list
dr Marka Głogoezowskiego,
opracowany już w
formie artykułu do
„Wiru”,
został napisany 10 stycznia 2005 roku.
Po napisaniu i rozesłaniu pocztą elektroniczną, 6 stycznia br. artykułu pod powyższym tytułem, dostałem kilka ciekawych „emili”, z których najważniejszy, przekazany mi przez „Nasz Dziennik”, zawierał mapę rozszerzania się ubiegłorocznego tsunami na Oceanie Indyjskim, opracowaną przez Laboratorium Tsunami w Nowosybirsku, a rozpowszechnianą dalej przez AFP i PAP. Także dzięki koledze, austriackiemu geologowi z wykształcenia, S. Tischnerowi, przebywającemu obecnie w Indonezji, otrzymałem szczegółowy wykaz silnych wstrząsów wtórnych — aż do 7,4 w skali Richtera – które nastąpiły na całej, liczącej blisko 1,5 tys. km linii tąpnięcia” pokrywającej się z ciągiem aktywnych sejsmicznie archipelagów wysepek Nikobar i Andaman, a także kilku następnych w linii wysp na zachód od Sumatry. Zarówno ta mapa jak i wstrząsy wtórne potwierdzały wcześniejszą opinię etatowych geofizyków, że przyczyną tego największego od 40 lat trzęsienia ziemi było pęknięcie skorupy ziemskiej na głębokości 10-40 km i na gigantycznej przestrzeni. Takie wstrząsy tektoniczne — czasami bardzo wielkie — muszą występować, jako iż są one wymuszone tak zwanym „dryfem kontynentów”, który z kolei jest wymuszony przez powolne przesuwanie się wgłębi Ziemi płynnej, głównie bazaltowej magmy.
Co więcej,
ponieważ rzeczone „tąpnięcie” nastąpiło na
długości
ponad tysiąca kilometrów, więc prawdopodobnie w pierwszych godzinach po tym
trzęsieniu nastąpiła „konfuzja komputerów”.
W młodości uczyłem się określać, na podstawie sejsmogramów, zarówno wielkość jak i epicentrum PUNKTOWEGO trzęsienia ziemi, a nie „super-epicentrum” w postaci lekko zakrzywionego odcinka o długości ponad tysiąca kilometrów!
Z tego powodu być może, pierwsze, oczywiście dokonane przez szybkie komputery, obliczenia wskazały wielkość tylko 8 w skali Richtera, a dopiero następne, skorygowane już przez ludzi, kolejno 8,5 i 8,9—9 w skali Richtera, czyli trzęsienie ziemi dziesięciokrotnie silniejsze, niż się sejsmologom (a raczej ich komputerom) początkowo wydawało.
Ta „liniowość” epicentrum stała się też zapewne przyczyną konfuzji odnośnie usytuowania „punktowego” epicentrum. Na mapach, opublikowanych przez CNN, umieszczono je dokładnie na wysokości północnego czubka Sumatry. Na mapach hinduskich oraz tej opracowanej w Nowosybirsku, to epicentrum jest przesunięte blisko 400 krn na południe. Natomiast, według danych US Geological Service, było ono dokładnie na 3.298° szer. i 95.779° dług. geograficznej — a zatem, jak każdy może sprawdzić na mapie, około 200 krn na północ od punktu wskazanego przez Rosjan!
Podana przez prasę rozmaitych krajów „fluktuacja” epicentrum wzbudziła podejrzenie znanego wroga elit z Wall Street. ponoć byłego amerykańskiego komandosa, a jednocześnie i dobrego pisarza, Joe Viallsa, mieszkającego obecnie w Australii. Przyzwyczajony do tropienia kolejnych spisków, realizowanych przez uwielbiające najnowsze technologie władze USA, Vialls zasugerował — w sposób dla mnie początkowo przekonywujący — że to największe w ostatnich dziesięcioleciach trzęsienie ziemi zostało wywołane sztucznie, poprzez opuszczoną na dno Rowu Sumatry, odporną na głębinowe ciśnienie 600 atmosfer, super-bombę termojądrową. A to w celu zniszczenia krajów muzułmańskich przylegających do Oceanu Indyjskiego i (tak jak w Iraku) zdobycia intratnych kontraktów na ich odbudowę, w połączeniu z wojskową kontrolą tychże, oczywiście zagrożonych „islamizmem”, krajów.
Dlaczego jednak
tak silnie odczuto tsunami, wywołane przez skoncentrowane według Viallsa w
jednym punkcie, sztuczne trzęsienie ziemi, po drugiej stronie Sumatry, w
Tajlandii, gdzie logicznie winny dotrzeć fale oceaniczne już bardzo osłabione?
Otrzymana przeze mnie w dzień później mapka rozchodzenia się fali tsunami,
wyeliminowała automatycznie przytoczoną powyżej hipotezę Viallsa. Natomiast,
dzięki kolejnym wiadomościom otrzymanym pocztą elektroniczną, pojawiła się
hipoteza podobna do tej Viallsa, bardziej jednak prawdopodobna, a dotycząca współudziału
sekretnych działań „badawczo-militarnych” w wywołaniu fali zabójczego
tsunami. Tę hipotezę przedstawił początkowo egipski dziennik „El Osoboa”
(http:// www.elosboa.com/), a następnie powtórzył ją izraelski „Jerusalem
Post” z 6 stycznia
oraz bułgarska gazeta „Monitor” z
8 stycznia.
Otóż, według sugestii „El Osoboa”, Amerykanie od lat dokonują
sekretnych, podziemnych prób jądrowych na pustyniach Australii, wybierając do
tych prób miejsca, gdzie występują naturalne wstrząsy sejsmiczne. W ten sposób
czynią oni „niewidocznymi” dla światowych służb sejsmicznych, swe własne,
zakazane przez umowy międzynarodowe, doświadczenia nuklearne. Według
egipskiego dziennika, w takie zakazane prawem międzynarodowym próby zaangażowały
się w ostatnich latach Indie wespół z Izraelem, przy tajnej pomocy ekspertów
z USA. Ponieważ te kraje „marginesu nuklearnego” nie posiadają
odpowiednich, sejsmicznie aktywnych pustyń na swym terenie, to zaczęły
dokonywać swych prób w oceanicznych rowach tektonicznych, w tak zwanym
„pasie ognia”, którego częścią są wymienione wcześniej archipelagi
wysp na północ i na zachód od Sumatry. A zatem, być może taka podwodna, głębinowa
próba nuklearna była przyczyną wyzwolenia wielkiego, naturalnego trzęsienia
ziemi, 26 grudnia ubiegłego roku. Znany geologom mechanizm „dryfu kontynentów”
spowodował, że wstrząs tego typu musiał w tym rejonie, prędzej czy później,
wystąpić.
Na to, że coś takiego się „kroiło” w tym rejonie Ziemi, wskazywało zachowanie się silnie powiązanej z interesami Izraela Marynarki Wojennej USA, która już od roku przygotowywała się do jakiejś „akcji humanitarnej” na wypadek nieokreślonego, naturalnego kataklizmu. Jeśli zaś to gigantyczne trzęsienie ziemi z dnia 26 grudnia zostało w ukryciu „wyzwolone” podwodną próbą jądrową, to „niewidzialni eksperymentatorzy” doskonale wybrali moment tej próby: było to dokładnie w rok po śmiercionośnym trzęsieniu ziemi w Bam w Iranie, w dniu „wolnych wyborów” wybranego przez MFW prezydenta Juszczenki na Ukrainie, a ponadto w niedzielę rano, kiedy to zawodowe służby sejsmiczne w krajach nie tylko chrześcijańskich, mają trudności z opuszczeniem domowych pieleszy. Doświadczyłem tego sam, około 34 lat temu na stacji sejsmicznej w Berkeley w Kalifornii, kiedy to około godziny 9 rano w niedzielę, musiałem się samotnie uporać z niespodziewaną nawałą telefonów od ludzi pytających o epicentrum i siłę trzęsienia ziemi, którego właśnie doświadczyli - czy są ofiary w ludziach i tak dalej.
dr
Marek Głogoczowski
Dane o
kolejnych wstrząsach w niedzielę 26 grudnia rano
(http: /earthquake.usgs.goy/recenteqsww/Quakes/quakesall.htmI).
MAG. DATE UTC-TIME LAT LON DEPTH
region y/m/d h:m:s deg deg km
6.3 2004/12/26 11:05:01 13.542
92.877 10.0
ANDAMAN ISLANDS, INDIA REGION MAP
6.2 2004/12/26 10:19:30 13.455 92.791 10.0
ANDAMAN ISLANDS,INDIA REGIONMAP
6.5 2004/12/26 09:20:01 8.867 92.382 10.0
NICOBAR ISLANDS, INDIA REGION MAP
5.8 2004/12/26 07:38:25 13.119 93.051 10.0
ANDAMAN ISLANDS, INDIA REGIONMAP
5.7 2004/12/26 07:07:10 10.336 93.756 10.0
ANDAMAN ISLANDS, INDIA REGION MAP
5.7 2004/12/26 06:21:58 10.623 92.323 10.0
ANDAMAN ISLANDS, INDIA REGION MAP
7.3 2004/12/26 04:21:26 6.901 92.952 10.0
NICOBAR ISLANDS, INDIA REGION MAP
6.1 2004/12/26 03:08:42 13.808 92.974 10.0
ANDAMAN ISLANDS, INDIA REGION MAP
5.9 2004/12/26 02:59:12 3.177 94.259 10.0
0FF THE WEST COAST OF NORTHERN SUMATRA MAP
6.0 2004/12/26 02:51:59 12.511 92.592
10.0
ANDAMAN ISLANDS, INDIA REGION MAP
5.8 2004/12/26 02:36:06 12.139 93.011 10.0
ANDAMAN ISLANDS, INDIA REGION MAP
5.8 2004/12/26 02:34:50 4.104 94.184 10.0
0FF THE WEST COAST OF NORTHERN SUMATRA MAP
6.0 2004/12/26 02:22:02 8.838 92.532 10.0
NICOBAR ISLANDS, INDIA REGION MAP
5.8 2004/12/26 02:15:58 12.375 92.509 10.0
ANDAMAN ISLANDS, INDIA REGION MAP
5.9 2004/12/26 01:48:47 5.393 94.423 10.0
NORTHERN SUMATRA, INDONESIA MAP
8.9 2004/12/26 00:58:51 3.298 95.779 10.0
0FF THE WEST COAST OF NORTHERN SUMATRA
ZA: „Wir” Nr. 7. Luty 2005. str. 7-19
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
"AFERY
PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.