opublikowano: 26-10-2010
W
wypadku gdyby sprawa została zapomniana przytaczamy pewne jej szczegóły. Po
zapoznaniu się z całą historią, aby uniknąć spowodowanego masą faktów bałaganu
zadajemy sobie i innym tylko jedno pytanie: Czy Jan Kobylański jest dobry dla
Polski? Bo cóż innego jest ważne? Naszym zdaniem jest, a to co go spotkało
ma dokładnie takie same znamiona jak głośna jakiś czas temu historia
dewastowania pomników na cmentrzach żydowskich w USA. Dochodzenie wykazało że
robiła to grupa młodych Syjonistów- prowokatorów. Ciekawe czy na czas akcji
jarmułki pozostawili w domach?
Bo ci,
którzy wystąpili jako pierwsi z oskarżeniem Jana Kobylańskiego również je
pozostawili. Głęboko schowane. Wiemy zapewne o kogo chodzi. To „Gazeta
Wyborcza” zainicjowała nagonkę na Jana Kobylańskiego informacją o
rzekomych przestępstwach honorowego konsula Polski w Urugwaju, niestrudzonego
piewcy polskości w Ameryce Łacińskiej i co tu mówić niezwykle zamożnego,
który część swej fortuny przeznaczył na działalność USOPAŁ i
niektórych organizacji w Polsce. Nie ukrywamy, że chodzi tu o Radio Maryja i
wielebnego Rydzyka. I co z tego? Wolno mu. Radia Maryja słucha zresztą wielu
naszych Rodaków i to jest ich demokratyczną swobodą. A ks. Rydzyk jest związany
ze Wyższą Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej. Co ta szkoła robi i czego
uczy nie mam pojęcia. Żeby być kulturalnym należy być wychowanym przez
rodziców, czasami nawet przypomocy paska od spodni ale żeby po to chodzić do
szkoły wyższej? Przyznać tu muszę uczciwie, że moja wypowiedź wynika z
kompletnej ignorancji, dlatego nie czuję się na siłach dalej dyskutować na
temat walorów jego Rydzykowej Alma Mater. Jedno wiem na pewno; każde,
absolutnie każde społeczeństwo, przywiązane do religii i ją praktykujące,
jest znacznie lepsze od ateistycznego. Wracając jednak do sprawy Jana
Kobylańskiego przypominamy; otóż, 22 marca 2005 roku, w „Wiadomościach”
telewizyjnych ówczesny minister sprawiedliwości, Andrzej Kalwas w towarzystwie
wicedyrektora Instytutu Pamięci Narodowej, prof. Witolda Kuleszy ogłosili
publicznie, że planują wystąpienie o ekstradycję Jana Kobylańskiego do rządu
Urugwaju. Chodziło o wydanie i postawienie przed sądem polskim, podejrzanego o
zbrodnię ludobójstwa, a zamieszkałego w Montevideo milionera i działacza
polonijnego z Ameryki Południowej, Jana Kobylańskiego. Jan Kobylański został
odwołany z Polonijnej Rady Konsultacyjnej. Jak poinformował marszałek Senatu
Longin Pastusiak, formalnym powodem odwołania jest to, że nie stoi on już na
czele Związku Polaków w Argentynie, którego do niedawna był przewodniczącym.
Pastusiak przyznał jednak, że na tę decyzję wpłynęły również "nowe
fakty i podejrzenia", obciążające polonijnego biznesmena.
Podstawą ekstradycji, jak doniosła
23 marca 2005 „Rzeczpospolita”, miały być odnalezione w aktach IPN (stąd
właśnie obecność prof. Kuleszy) zeznania świadków potwierdzające, że
„Jan Kobylański, prawdopodobnie wspólnie z ojcem, Stanisławem, zadenuncjował
Niemcom Żydów, którym za zapłatą miał znaleźć bezpieczną kryjówkę”.
Informował
o tym szef pionu śledczego IPN Witold Kulesza. Mówił, że zachowały się
relacje świadków, "które w sposób nie budzący wątpliwości wskazują,
że Janusz Kobylański zadenuncjował rodzinę żydowską". Wydając Żydów
Kobylański prawdopodobnie współdziałał ze swoim ojcem, Stanisławem Kobylańskim,
który podczas wojny wykonywał zawód adwokata na podstawie legitymacji wydanej
przez władze okupacyjne. Stanisław Kobylański zmarł w 1967 roku. IPN w
raporcie dla ministra sprawiedliwości ma uzasadnić ocenę prawną, według
której denuncjowanie ukrywających się Żydów, ze świadomością, że
oznacza to wydanie ich na śmierć, jest równoznaczne z udziałem w nieulegającej
przedawnieniu zbrodni ludobójstwa. Ta ocena ma pozwolić ministrowi
sprawiedliwości podjąć decyzję co do formalnego wniosku o ekstradycję
Kobylańskiego. "Gazeta Wyborcza" koszerną zwana podała że Kobylański
sfałszował zaświadczenie Międzynarodowe Czerwonego Krzyża, które wskazuje,
że był więźniem obozów koncentracyjnych. Jak powiedział Kieres, IPN
sprawdza te informacje. Dodał, że prof. Witold Kulesza (szef pionu śledczego
IPN) ustalił już ze swym pionem, że w jednym z obozów koncentracyjnych
figuruje nazwisko Janusz Kobylański, ale należy sprawdzić, czy to jest ta
sama osoba. Kieres nie chciał jednak ujawnić, o który obóz chodzi. Prof.
Witold Kulesza informował, że w aktach są adnotacje o Januszu Kobylańskim
ur. 21 lipca 1919 w Równem, dotyczące m.in. obozu w Matthausen. IPN odnalazł
dokumenty, których zaginięcie prokuratura uznała za powód do umorzenia postępowania
w sprawie Janusza (dzisiaj używa imienia Jan) Kobylańskiego w 1955 r.
Dokumenty te mogą być też podstawą wniosku o ekstradycję. "To są akta
spraw dochodzeniowych prokuratury okręgowej przy Sądzie Okręgowym w Warszawie
z lat 1947-48. Zgromadzone dowody wskazują, że Jan Kobylański może być
podejrzany o tzw. szmalcownictwo" - powiedział Kieres w Radiu Zet. Pytany,
czy są dowody na to, że Kobylański był sowieckim agentem, Kieres odparł:
"W IPN nie odnaleźliśmy żadnego dokumentu". Zaznaczył jednak, że
IPN wie o istnieniu takiego dokumentu z mediów. Minister sprawiedliwości
Andrzej Kalwas zaznaczył, że dalsze działania w sprawie Kobylańskiego,
wymagają analizy akt odnalezionych przez IPN. Kobylański był poszukiwany po
wojnie, prokuratura prowadziła w jego sprawie postępowanie, którego po kilku
latach nagle zaprzestała, prokurator jako powód podał zaginięcie części
dokumentów. Prokurator miasta stołecznego Warszawy zalecił wówczas - zważywszy
na zaginięcie akt z 1948 roku i niemożność ich odnalezienia, i odtworzenia -
uznanie sprawy za "załatwioną w inny sposób" i zarządzić odwołanie
poszukiwań Kobylańskiego. Za "zdumiewające i zastanawiające"
Kulesza uznał, że zarządzenie o zaprzestaniu poszukiwań nastąpiło 19
kwietnia 1955 roku - w tym samym dniu, gdy warszawska Milicja Obywatelska
zwróciła się do prokuratury z pytaniem, czy ma kontynuować poszukiwania
Kobylańskiego, prowadzone od czerwca 1947 roku. "Jak na ustalenia
poczynione tego samego dnia, muszę powiedzieć, że zdumiewają szybkością
procesowania" - powiedział Kulesza. Zwrócił uwagę, że prokuratura nie
próbowała wyjaśnić okoliczności zaginięcia akt. Gdy cała ta burza nieco
ucichła okazało się że wszystkie zarzuty przeciwko Janowi Kobylańskiemu są
absolutnie wyssane z palca. Nie znaleziono ani jednego dokumentu czy dowodu
potwierdzającego zarzuty., z czego mozna wysunąć tylko jeden niezbity
wniosek, są one aktem dokonanym z premedytacją mającym na celu zniszczenie
reputacji tego cenionego i aktywnego dotąd działacza polonijnego. A wypowiedzi
osobników zajmujących poważne stanowiska państwowe są nie tylko żenujące,
są niedopuszczalne. Polacy, wygląda na to, niezbyt umieją egzekwować tą ważna
zdobycz demokracji, jaką jest prawo do wygłaszania poglądów. Nie nauczyli się
jeszcze, że wolno tak postępować pod jednym niezbywalnym warunkiem; nie wolno
bredzić, trzeba bardzo uważać co się mówi. A szczególnie bredzić nie
powinni urzędnicy z IPN. Po pierwsze, ekstradycja dotyczy wyłącznie osób
skazanych przez sąd, a w sprawie Kobylańskiego nie rozpoczęto nawet śledztwa.
Podanie do wiadomości publicznej informacji o ekstradycji osoby, której nawet
nie udowodniono przestępstwa jest poważnym nadużyciem. Po drugie, nie ma żadnej
pewności, czy teczka, w której znajdują się zeznania obciążające Jana
Kobylańskiego jest jego teczką. Oto co w tej sprawie pisze Dariusz Gabrel,
prokurator GKŚZpNP w Warszawie: „Przedmiotowe postępowanie i czynności
sprawdzające, do chwili obecnej, (list datowany jest 16 maja 2006) nie dały
podstaw do ustalenia, czy osoba Janusza Kobylańskiego występująca w materiałach
archiwalnych śledztwa jako osoba podejrzana jest osobą tożsamą co osoba Jana
Kobylańskiego ”. Rozważanie winy Jana Kobylańskiego – pisze w
konkluzji prokurator Gabrel – „byłoby bezprzedmiotowe”. A zatem publiczne
oskarżanie Kobylańskiego jest w najlepszym przypadku pomówieniem.
Dlaczego dwóch wysoko
postawionych dostojników, w dodatku prawników, łamiąc elementarne zasady
prawa, ryzykuje własną reputację, narażając się na proces sądowy? Teraz
właśnie się toczy. Panie Kobylański ma Pan szansę zniszczyć gadzinówkę,
która od wielu lat jak robak toczy światopogląd Polaków. Zaskarż ich Pan o
takie grube odszkodowanie że aż Rabbiemu Singerowi włosy staną dęba. Jak
nie da rady w RP, do Strasburga drani. Mamy szansę, aby od władzy w tym kraju
odsunięci zostać mogą głupcy i szuje, którzy być może powinni być
skierowani na studia do Rydzykowej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej. A my
to na necie rozgłosimy. I tu doznałem olśnienia, Wielebny Rydzyk wiedział
co robi, jego szkoła jest dla takich jak Andrzej Kalwas, czy Witold Kulesza.
Powinni iść tam na gdyż brakuje im obu elementów zawartych w nazwie szkoły.
Niefortunnie takich jak oni są w Biało-Czerwonej tysiące.
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
"AFERY
PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.