„Oni nie wiedzą, co robić. Znaleźli na jego ciele ślady
materiałów wybuchowych. Jak się Polska o tym dowie, będzie skandal” –
dowiedziałem się od mojego informatora, pracownika naukowego Akademii
Medycznej we Wrocławiu.
Nie chciał o tym rozmawiać przez telefon. W wolnej Polsce to
tabu. Temat niebezpieczny.
5 dni temu wpłynęła do Naczelnej Prokuratury Wojskowej
ekspertyza w sprawie sekcji zwłok Zbigniewa Wassermanna – jednej z 96 ofiar
katastrofy smoleńskiej. Ani wojskowa prokuratura, ani Zakład Medycyny Sądowej
we Wrocławiu, gdzie przeprowadzono badania, nie poinformowały opinii
publicznej o wynikach sekcji. Tłumaczono to koniecznością zapoznania się z
dokumentami najbliższej rodziny Zbigniewa Wassermanna. Według cytowanych
przez media wypowiedzi prokuratura Rzepy z Naczelnej Prokuratury Wojskowej,
opinia ma być „obszerna i bardzo szczegółowa”.
http://www.rp.pl/artykul/459542,773965.html
Córka Zbigniewa Wassermanna do dzisiaj nie otrzymała żadnych
dokumentów. Dlaczego od kilku miesięcy milczą w tej sprawie Naczelna
Prokuratura Wojskowa i Zakład Medycyny Sądowej we Wrocławiu? Dlaczego nie
interesują się tą sprawą media? Kto i co ukrywa w tej sprawie? Postanowiłem
to sprawdzić.
DLACZEGO WROCŁAW, A NIE KRAKÓW?
W Krakowie działa jeden z najbardziej znanych i renomowanych Zakładów
Medycyny Sądowej w Polsce. Jeden z najstarszych w Europie; ponad 200 lat
tradycji. To w Krakowie, przy ulicy Grzegórzeckiej 16 przeprowadzono między
innymi badania szczątków premiera Rządu RP i Naczelnego Wodza – gen. Władysława
Sikorskiego – ofiary innej, do dzisiaj nie wyjaśnionej, katastrofy
lotniczej, w której zginął podobnie jak pod Smoleńskiem przywódca państwa
polskiego. Dodam także, że śp. Zbigniew Wassermann pochowany został na
cmentarzu w podkrakowskich Bielanach. Sprawdziłem. To ok. 10 km od budynku
Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie. Do Wrocławia jest 250 km dalej.
Aby się nie ujawniać zwróciłem się e-mailowo (nie wprost i ze zmiennego
IP) do Redaktora Naczelnego Nowego Ekranu, by zapytał szefową krakowskiego
Zakładu Medycyny Sądowej profesor Małgorzatę Kłys dlaczego odmówiła
przyjęcia do badań ciała Zbigniewa Wassermanna? Z tego, co wiem, rodzina
posła z trumną w rękach dosłownie „odbiła się od drzwi” zakładu w
Krakowie. Ta rozmowa się odbyła i została nagrana, otrzymałem zwrotnie
plik
audio.
Nasze władze nie udzieliły – że tak powiem – takiego zezwolenia
– odpowiedziała pani profesor. (…) To było poza mną.
Ponadto przekazała, że decyzję podjęły władze Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Z pewnością wpływ na taki przebieg wydarzeń musiał mieć ktoś jeszcze
i zrobił to, co zaskakujące: w ostatniej chwili. Dlaczego bowiem zaraz po
ekshumacji trumna z ciałem Wassermanna nie pojechała z podkrakowskiego
cmentarza prosto do Wrocławia? Władze Uniwersytetu milczą. My jesteśmy
naukowcami. To jest poza nami. Wszystko, co jest wokół takich
spraw, jest poza nami – komentuje całą sprawę profesor Kłys.
Ale dlaczego właśnie do Wrocławia, a nie np. do Gdańska, Warszawy,
Bydgoszczy, Łodzi itd.?
„(…). Ponieważ tam jest pani profesor Barbara Świątek, która się
tym zajęła z punktu widzenia konsultanta krajowego w medycynie sądowej
– odpowiedziała szefowa krakowskiego zakładu.
Problem jedynie w tym, że Barbara Świątek przez kilka miesięcy po przejęciu
sprawy badania ciała Wassermanna nie przychodziła do pracy. Była chora. A
bez jej podpisu, wyników badań nie można wysłać do prokuratury. A bez
tego prokuratura nie może się zająć na poważnie sprawą Wassermanna. Opóźnienia,
brak wyników badań biegłych i splot pewnych zbiegów okoliczności sprawił,
że nawet w blogosferze pojawiły się na ten temat interesujące teorie.
Okazało się, że to nie był przypadek. Barbara Świątek „miała
dziwnym trafem wypadek samochodowy i jest na zwolnieniu lekarskim. Dlaczego
dziwnym trafem? Ano dlatego, że do dziwnych zbiegów okoliczności, awarii
i wypadków dochodzi podczas próby rozwikłania zagadki z 10 kwietnia 2010
roku zadziwiająco często” – napisał bloger rossonero.
„ANODINA” POLSKIEJ MEDYCYNY SĄDOWEJ…
PRZYPADEK I: MOBBING
Pewien cień na metody pracy pani profesor Barbary Świątek rzuca artykuł „Zbyt
dużo pytań. Korupcja i nepotyzm w środowisku akademickim”i sprawa
jego autorki dr hab. Zofii Szychowskiej. Również z Wrocławia.
We wspomnianym artykule Szychowska pisze między innymi o tym, że na
Akademii Medycznej we Wrocławiu „praca habilitacyjna jest do kupienia
za 100 tys. zł., (…)”,że „w Polsce układy
rodzinno-towarzysko-zawodowe nabrały, niestety, cech patologicznych. (…)
Wiąże się z tym bowiem niebezpieczny brak obiektywizmu w podejmowaniu
decyzji nie tylko wobec podwładnych, ale w środowiskach medycznych także
wobec pacjentów, a ponadto sprzyja on maskowaniu błędów w sztuce
lekarskiej…
Kiedy przewodniczącą uczelnianej komisji dyscyplinarnej była prof.
Barbara Świątek, dziś kierownik Zakładu Medycyny Sądowej wrocławskiej
Akademii Medycznej, nastąpiły: „prześladowania krytycznie myślących
pracowników [i] nabrały charakteru policyjnego, z użyciem
przemocy,(…)”
W 2001 roku dr hab. Zofia Szychowska stanęła w obronie bezbronnych dzieci
i naraziła się tzw. środowisku lekarskiemu z Wrocławia, a przede
wszystkim, przewodniczącej od dyscypliny profesor Barbarze Świątek.
Jestem prześladowana dyscyplinarnie od kilku lat za ujawnienie
przypadku korupcji, nierzetelności naukowej, niegospodarności oraz łamania
dobrych obyczajów w nauce i nieposzanowania praw pacjentów. Stanęłam
bowiem w obronie dzieci, niepotrzebnie poddawanych punkcji lędźwiowej, z
narażeniem ich zdrowia, a nawet życia, wyłącznie w celach badawczych,
dla zaspokojenia czystej ciekawości, w fatalnie zaprojektowanych
eksperymentach klinicznych. (podkreślenie Demostenes)
Przeczytajcie to jeszcze raz…
7 lat później Trybunał Konstytucyjny RP uznał, że Zofia Szychowska i każdy
lekarz w Polsce ma prawo do krytyki swoich kolegów po fachu. Zapewnia mu to
konstytucja a kodeks etyki lekarskiej na który powoływała się profesor
Świątek jest niezgodny z Konstytucją.
PRZYPADEK II: ŚMIERĆ STANISŁAWA PYJASA
Okazuje się, że władza pani profesor Barbary Świątek nie tylko w
sprawach dyscyplinarnych jest władzą (prawie) absolutną. Doświadczony
zespół z Wrocławia we współpracy z naukowcami z innych ośrodków w
Polsce wydał skandaliczne (w mainstreamowych mediach: kontrowersyjne)
orzeczenie w sprawie przyczyny śmierci Stanisława Pyjasa. 34 lata po
znalezieniu zmasakrowanych zwłok studenta, działacza opozycji niepodległościowej,
specjaliści z zespołu prof. Świątek stwierdzili, że Pyjas zabił
się sam i wykluczyli tym samym udział w zdarzeniu osób trzecich. W wolnej
Polsce okazało się po raz kolejny, że towarzysze z SB są niewinni. Zespół
biegłych działający pod auspicjami KiZMS AM we Wrocławiu, w Opinii sądowo-lekarskiej
z 28 stycznia 2011 orzekł jednoznacznie, że „materiał dowodowy z sądowo-lekarskiego
punktu widzenia świadczy o tym, że obrażenia stwierdzone u Stanisława
Pyjasa powstały w wyniku upadku z wysokości, do którego doszło w miejscu
znalezienia zwłok”. W ocenie biegłych z Wrocławia całość
materiału dowodowego sprawy „nie wskazuje na inne okoliczności obrażeń
ciała i mechanizmu zgonu Stanisława Pyjasa”. (fragment „Opinii sądowo-lekarskiej”
z 28 stycznia 2011 str. 74 i 78).
W wersję biegłych z grupy prof. Świątek nie uwierzył prokurator z IPN i
rodzina Stanisława Pyjasa. Prokuratura Okręgowa w Łodzi
prowadzi
śledztwo w sprawie poświadczenia nieprawdy przez biegłych w
opinii sądowo-lekarskiej
z 28 stycznia 2011 (sygnatura akt V Ds. 49/11).
PRZYPADEK III. WCZEŚNIAKI Z KATOWIC
Tym kiedyś żyła cała Polska. Pielęgniarki z oddziału dla wcześniaków
zorganizowały sobie tzw. sesję zdjęciową. Problem w tym, że z małymi
pacjentami, którzy mieścili się nawet w niewielkich kieszeniach ich
fartuchów… Jeden z wcześniaków zmarł. Podobno przyczyną śmierci
dziecka było krwawienie z żołądka (…). Wciąż nie wiadomo jednak,
czy zachowanie kobiet mogło mieć wpływ na śmierć dziecka.
Wkrótce sprawę umorzono. Opinię dotyczącą zagrożenia życia dzieci
podpisała także prof. Świątek. „Działanie pielęgniarek nie
stanowiło zagrożenia dla życia i zdrowia wcześniaków” –
napisali w uzasadnieniu biegli z Instytutu Medycyny Sądowej we Wrocławiu.
Bloger Prayboy właściwie nie komentuje sprawy pielęgniarek z Katowic.
Przytacza jedynie opinie matek wcześniaków. Wstrząsające.
Barbara Krawczyk (34 l.) z Bytomia, zamiast
patrzeć jak rośnie jej synek, zapala znicze na jego grobie. Maleńki
Mateuszek żył zaledwie 80 dni.
- Z jednej strony poczułam ulgę, że nie umarł przez te kobiety. Z
drugiej trudno mi uwierzyć, że nie naraziły mojego dziecka na
niebezpieczeństwo – podkreśla pani Barbara. – W organizmie
Mateuszka znaleziono dwa rodzaje bakterii. Ja musiałam dwa razy dezynfekować
ręce, żeby dotknąć mojego synka. One odłączyły go od aparatury i brały
do rąk bez rękawiczek – mama Mateuszka z trudem powstrzymuje napływające
do oczu łzy.
PRZYPADEK IV: ZNAJOMOŚĆ Z PROKURATOREM… [KAUCZEM]
8 lat temu na pewnych imieninach pani prof. Świątek spotkała się z
Andrzejem Kauczem – prokuratorem Prokuratury Krajowej. Wcześniej (w
latach 80. ubiegłego wieku) prokurator Kaucz zajmował się oskarżaniem Władysława
Frasyniuka i Barbary Labudy w głośnych procesach politycznych. Według świadka
opisywanych wydarzeń pani profesor z prokuratorem (oboje na „p”) byli
na „ty” i wyglądali na dobrych znajomych. W tamtym czasie (rok 2003) w
dziale wydawnictw wrocławskiej Akademii Medycznej była zatrudniona żona
Andrzeja Kaucza, Małgorzata Kuniewska-Kaucz. Natomiast w Klinice
Dermatologii, Wenerologii i Alergologii Akademii Medycznej pracowała
szwagierka prokuratora, Barbara Kuniewska. To nie wszystko. Prokurator Kaucz
został mianowany przez rektora Akademii Medycznej we Wrocławiu wiceszefem
Rady Społecznej Uczelnianego Szpitala Klinicznego nr 1. Nie do końca
wiadomo, czy Rada Społeczna oznacza, że pełnił tę funkcję zgodnie z
nazwą tzn. społecznie. I już na koniec. Na czele Rady (Społecznej) stał
ówczesny sekretarz generalny SLD, były poseł Marek Dyduch. W ostatnich
dniach, po zwycięstwie Leszka Millera w wyborach na szefa SLD Dyduch oświadczył,
że zamierza wrócić…
„My jeszcze wrócimy…” Pamiętacie może ten cytat? To słowa SB-eków
z „Człowieka z żelaza” w reżyserii Andrzeja Wajdy.
PRZYPADEK V: WASSERMANN, SMOLEŃSK I STRACH
Jak wiemy, ciała ofiar, które zginęły pod Smoleńskiem miały zostać
zbadane w Moskwie. Do Polski trumny przyjechały zalutowane i zaplombowane.
Moskwa zakazała ich otwierania. Przysłała jednak dokumenty sekcyjne sporządzone
przez tzw. rosyjskich specjalistów. Natychmiast wzbudziły one wątpliwości.
W protokole sekcji Zbigniewa Wassermanna, według jego córki, nie zgadzała
się „większość informacji o stanie narządów wewnętrznych posła
PiS-u przed i po wypadku samolotu.”
Małgorzata Wassermann wymogła na prowadzącej śledztwo prokuraturze
wojskowej decyzję zezwalającą na ekshumację i ponowne badanie zwłok
ojca wbrew zaleceniom Moskwy. To jedyny taki przypadek. Pozostali, którzy
zginęli w Smoleńsku, zostali pochowani bez badań na terenie RP. Polska świadomie
respektowała rosyjski zakaz otwierania zalutowanych trumien na polskim
terytorium. Było to złamanie prawa. Prokuratura z urzędu powinna wydać
nakaz badań zwłok osób, których zgon był nagły i doszło do niego poza
granicami Polski. Według litery prawa brak tej decyzji to wręcz współudział
w karalnym procederze zacierania śladów na zwłokach (rozkład tkanek miękkich,
obecności związków chemicznych i wybuchowych, etc).
Otwarcie trumny z ciałem Wasermanna to nie był precedens. To trzecia
trumna ofiary katastrofy smoleńskiej otwarta na terenie Polski. Jeszcze w
kwietniu 2010 pierwszy widział ciało prezydenta RP jego brat Jarosław
Kaczyński.
Kilka dni później – o czym mało kto wie – wbrew zaleceniom Rosjan
otwarto trumnę Jerzego Szmajdzińskiego z SLD. Na pogrzebie widać było
bliskich ofiary ze Smoleńska niosących urnę z jego prochami.
Zapytałem prominentnego właściciela firmy pogrzebowej i krematorium, czy
jest możliwe skremowania ciała w zamkniętej, drewnianej na zewnątrz, ale
z metalowym wnętrzem, ocynkowanej, trumnie. „W żadnym wypadku
– odpowiedział – bo mogłoby dojść do niekontrolowanej eksplozji
i poważnych zniszczeń w krematorium.” To jasne. Musieli otworzyć.
Czy Donald Tusk oraz polska prokuratora prosili o specjalną zgodę Rosjan
na otwarcie trumny Jerzego Szmajdzińskiego? A jeśli nie? Jeśli była
to „samowolka” namiestnika Priwislanskiego Kraju?
Dlaczego zatem inni bliscy ofiar, którzy od wielu miesięcy domagają się
otwarcia trumien: Beata Gosiewska, Stefan Melak oraz Zuzanna Kurtyka, takiej
zgody (od polskiej prokuratury) wciąż nie dostają?
Mój informator z Akademii Medycznej z Wrocławia tak tłumaczy zwłokę związaną
z podpisaniem (albo i nie) opinii sądowo-lekarskiej z sekcji zwłok
Zbigniewa Wassermanna: „Na ciele były śladowe ilości materiałów
wybuchowych. Dlatego tak długo nikt nie chciał tego podpisać.” -„Czy
Świątek wolała być na chorobowym i mieć święty spokój?” –
spytałem go. „Tego nie wiem –odpowiedział. – Zapytaj ją”.
EPILOG (MAM NADZIEJĘ NIE OSTATNI)
Nie dostał odpowiedzi. Następnego dnia Nowy Ekran zadzwonił do Zakładu
Medycyny Sądowej we Wrocławiu.
Rozmowa
była z Agnieszką Szafrańską z sekretariatu. Poprosiła, by pytania wysłać
faksem. Redakcja wysłała, mimo, że została poinformowana, że pani
profesor Świątek jest do końca roku na urlopie. Przypadek?
Szanowna Pani Profesor,
zgodnie z prawem prasowym zwracam się z następującymi pytaniami
dotyczącymi opinii m.in. na temat ekshumowanego ciała Zbigniewa
Wassermanna. Proszę o pilną odpowiedź:
1. Czy opinia dotycząca badań ekshumowanych zwłok Zbigniewa
Wassermanna jest już gotowa?
2. Czy opinia podważy dotychczasowe ustalenia rosyjskiej komisji MAK?
3. Czy ustalili Państwo coś, czego nie ustaliła komisja MAK?
4. Czy prawdą jest, że na ciele lub ubraniach Zbigniewa Wassermanna
stwierdzono cząsteczki lub ślady materiału pirotechnicznego?
5. Czy jesteście Państwo gotowi zgodnie ze sztuką i etyką lekarską
przekazać rodzinie Zbigniewa Wassermanna (m.in. Pani Małgorzacie
Wassermann) oraz dziennikarzom rzetelną i zgodną z ustaleniami faktycznymi
opinię w tej sprawie?
6. Czy Państwo wiecie, że w sprawie Państwa opinii dotyczącej
badania ekshumowanych zwłok Stanisława Pyjasa i okoliczności jego śmierci,
toczy się śledztwo w sprawie nierzetelności Państwa pracy?
W przypadku nieobecności Kierownika Katedry, proszę o odpowiedź osoby
zastępującej.
Przeczuwam, że pani prof. Świątek nie odpowie. Kiedyś moi koledzy po
fachu, którzy prowadzili w sprawie związanej z panią Świątek
dziennikarskie śledztwo, usłyszeli, że „jakoś tak się składa, że
wszystkie osoby, które z nią zaczynają, kończą na ławie oskarżonych”.
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA
WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI
RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
Komentowanie nie jest już możliwe.