Twórca Amber Gold Marcin P. do dziś budzi zdziwienie. Jak młody człowiek
z kilkoma wyrokami w zawieszeniu za oszustwa finansowe zdołał zbudować tak
wielką piramidę finansową, a na dodatek uruchomił linie lotnicze? Ktoś
nie tylko umożliwił mu założenie firm, mimo ciążących na nim wyrokach,
ale na dodatek zaskakująco szybko firmy Marcina P. zdobyły stosowne
pozwolenia na min.: handel złotem, świadczenie usług finansowych,
zarejestrowanie pasażerskich linii lotniczych i wiele innych. Coś na co zwykły
biznesmen musiałby czekać wiele miesięcy, Marcin P. otrzymywał w ciągu
tygodni lub dni. Nic dziwnego, że Marcin P. jest dość powszechnie uważany
za słup, panuje przekonanie, że stały za nim "silne ręce".
Mateusz Kijowski za wiele rzeczy zabierał się w swoim życiu, nieustannie
nic mu nie wychodziło. Zaczął studia na prestiżowych wydziale Matematyki i
Informatyki UW. Początkujący informatyk zarabiał potem na szyciu kurtek i
śpiworów. Odszedł po roku studiowania na Uniwerku i zaczął studia na
Akademii Teologii Katolickiej. Potem było dziennikarstwo. Każde studia to
około roku. Został zatrudniony w dziale informatycznym Gazety Wyborczej.
Potem prowadzenie szkolenia administratorów sieci w Centrum Edukacji
Komputerowej. Następnie nagle dyrektor ds. Informatyki w PZU (pracował tam
od kwietnia 2002 do czerwca 2003). Cóż bywa, w złotych dla informatyków
latach 90-siątych zmiany zawodów to nic niezwykłego, choć MK nawet jak na
tamte czasu ma ścieżkę zawodową raczej nietypową.
Praca zarówno w Agorze jak i w państwowym PZU (końcówka rządów SLD)
to wygląda na zatrudnienie z polecenia. Agora zawsze lubiła ludzi
"ideologicznie sprawdzonych", albo ich krewnych, zaś PZU to państwowy
moloch. Doświadczenia zawodowe Kijowskiego nie wyglądały na obiecujące z
punktu widzenia wymagań dla stanowiska menadżerskiego. Ewidentnie ktoś mu
pomógł.
Po utracie pracy w PZU nagle młody informatyk został bezrobotnym!
Nietypowy pomysł na życie, od dyrektora IT do zasiłku. W międzyczasie
meandry życiowe, rozwód, zasądzone alimenty, nowa rodzina i "small
biznes" założony wspólnie z nową żoną.
Mateusz Kijowski niezwłocznie po wyborach parlamentarnych wygranych przez
PIS stanął na czele niezwykle szybko budowanego ruchu społecznego o nazwie
KOD. Człowiek, który przez poprzednie 25 lat niczego nie potrafił zrobić
do końca, nie był znany ze znaczącego zaangażowanie politycznego (jedynie
ostatnio jakieś lewicowe happeningi), nie miał ani wiedzy, ani charyzmy
porywającej ludzi, w ciągu zaledwie kilku dni stworzył ogólnopolską
organizację i stanął na jej czele.
Cuda zdarzają się, ale dość rzadko. Nawet Wałęsa, jeśli w korzystnej
dla niego interpretacji, naprawdę przeskoczył przez płot, działał w
opozycji od kilku lat (niestety jak okazało się po latach, niczym Jeckyll i
Hyde był Lech i Bolek). Zazwyczaj człowiek znikąd, którego cały życiorys
jest w sprzeczności do tego co robi dziś został przez kogoś ustawiony,
niczym słup.
Najwyraźniej jednak ci, którzy postawili Kijowskiego na czele KODu popełnili
ten sam błąd co Tusk promujący Ewę Kopacz na swojego następcę. Ewa
Kopacz wszystkie funkcje publiczne wykonywała dotąd słabo, była wierną
współpracowniczką a nie liderem, nie miała stosownej wiedzy, nie potrafiła
kierować ludźmi, podobno miała skłonność do histerycznych zachowań.
Taka była przed 2014 rokiem. I dokładnie taką okazała się po objęciu urzędu
premiera. Cud nie nastąpił, z prowincjonalnego i marnego polityka, stała się
prowincjonalnym i marnym premierem. Podobnie Mateusz Kijowski, człowiek
chwiejny, pozbawiony twardego charakteru, nieodpowiedzialny - taki też okazał
się na czele KODu.
Skoro jednak zarząd KODu sam nie potrafił kontrolować wydatków swojego
lidera, może tam być znacznie więcej finansowych brudów. Wróbelki już ćwierkają
o rozliczeniu dotacji. Ciekawe ile Lech Wałęsa brał za swój udział w 20+
spotkaniach z KODem. Czy Mateusz Kijowski i jego koledzy podróżując po
Polsce nocowali w tańszych turystycznych hotelach, czy brali 4-5 gwiazdkowe?
Czy pieniądze zebrane z puszek od wiernych wyznawców umożliwiły nie tylko
żonie Kijowskiego na podróż do USA, ale także na więcej takich
"absolutnie niezbędnych" eskapad? Wg. analizy autorstwa "Matki
Kurka" statut KOD w KRS w sprawach wydatków poniżej 10.000 zł pozwala
na zatwierdzanie przez dowolną osobę z zarządu oraz skarbnika (Piotr
Chabora). Ktoś musiał więc wiedzieć o pomyśle Kijowskiego fakturowania
najwyraźniej fikcyjnych usług na jego własną spółkę. Czy podobnie było
z kosztami związanymi z organizacją manifestacji (nagłośnienie,
transparenty ITD.)?
Ten kto inwestował w Mateusza Kijowskiego okazał się podobnie marnym
strategiem jak Tusk planujący swoje zastępstwo w osobie Ewy Kopacz. To samo
myślenie życzeniowe, tak samo słabe zarządzanie i nieumiejętność doboru
ludzi. Nawet jeśli istotnie to jakieś fundacje Sorosa maczały w tym palce,
wykonanie sugeruje pracę lokalnych partaczy.
Ciekawe czy dowiemy się kto naprawdę stał za Marcinem P. w Amber Gold.
Tam wielu uczciwych choć naiwnych straciło majątki. Ciekawe czy dowiemy się
kto naprawdę stał za Mateuszem Kijowskim w projekcie politycznym o nazwie
KOD. Tu emocje i wiara wielu uczciwych zwolenników została ośmieszona. Tam
spółka mająca inwestować w złoto okazała się piramidą finansową. Tu
ruch społeczny KOD utrzymywany z wpłat do "puszek" wydał co
najmniej 10% na prywatną spółkę lidera. A może więcej? A może nie tylko
lidera? A może pieniędzy było dużo więcej?
Dwóch liderów specjalnej troski właśnie zostało pozamiatanych,
a trzeci — jeśli informacja o wypadzie w Alpy potwierdzi się — wkrótce
dołączy do ich grona. Rozpierducha w opozycji totalna. Bez pomysłu na
siebie i potykając się o własne nogi, coraz bardziej pogrąża się w
swojej groteskowości. „Niezręczności” jest tyle, że ciężko za nimi
wszystkim nadążyć.
Na temat sylwestrowego wypadu Ryszarda Petru napisano już chyba wszystko.
Mam na karku już parę wiosen, więc tej nowoczesnej formy okupowania mogę
nie ogarniać, ale bardziej przypomina mi to jakiś żałosny happening niż
okupację. To tak, jak prowadzić głodówkę w przerwach między posiłkami.
Może właśnie na tym polega nowoczesność, że przywódca okupacji daje
swoje wsparcie, będąc na wywczasie?
Obserwując zachowania Nowoczesnego Ryśka, Joanki Cośtam-Wielgus, czy Janka
Pięknego Grabca, coraz bardziej zaczynam wierzyć w to, że na świecie mogą
być ludzie z ujemnym IQ.
Drugi z wodzów rewolucji — Mateusz Kijowski — wspiera swoje stado stojące
i marznące przed Sejmem samemu siedząc w ciepłych kapciach przy kominku i
nagrywając dla nich dobre słowo ajfonikiem, kupionym za ich szmal. Nie
rozumiem tego całego oburzenia na Kijowskiego, że zajumał kasę z puszek...
No przecież sam sobie wyhodował to stado owieczek, więc może je teraz
strzyc do woli, a że owieczki durne, to i strzyc się dają. Mnie ich nie żal.
Nawiasem, nihil novi, Kijowski skorzystał ze sprawdzonego patentu Jurasa, co
to dzieci na niego zbierają.
Opozycja potępia w czambuł każdą inicjatywę rządzących. Mam
przeczucie graniczące z pewnością, że gdyby PiS złożyło wniosek o skrócenie
kadencji Sejmu, ten nie zyskałby poparcia walecznych opozycjonistów.
Nie mogło być inaczej i w przypadku zakupu kolekcji Książąt Czartoryskich,
więc natychmiast po ogłoszeniu informacji o dokonanej transakcji odezwały
się głosy, że nas nie stać, że można było te pieniądze dystrybuować
inaczej et cetera... Standardowa gadka bezradnych frustratów.
Swoje wątpliwości wyraziła nowoczesna posłanka Katarzyna Lubnauer:
Pieniądze, które wydatkowaliśmy na ten cel to dziesięciokrotnie większa
wartość, którą wydajemy na renowację. Pytanie, czy nie można było ich
wydać lepiej. Jest wiele zabytków w Polsce, które wymagają odnowienia.
Ponadto można też było kupić nowe dzieła, których w Polsce nie ma.
„Damę z gronostajem” mogliśmy przecież cały czas oglądać w kraju.
Stawiam dolary przeciwko orzechom, że jeśliby te pieniądze zostały
przeznaczone na remont jakiegokolwiek zabytku, to posłanka Lubnauer zadawałaby
pytania w podobnym tonie, sugerując, że inwestycja jest niepotrzebna,
nietrafiona i temu podobne. Taka to już „konstruktywna” opozycja.
Nieodkupienie kolekcji Książąt Czartoryskich i to w dodatku za niewielki
procent jej rzeczywistej wartości, byłoby po prostu głupotą. Atrakcyjność
tej inwestycji została zauważona w Europie — hiszpański dziennik El Pais
napisał: Państwo Polskie kupiło za 100 milionów euro kolekcję wartą
co najmniej 2 miliardy, a jeden z największych włoskich dzienników
Corriere della Sera: Kolekcja znalazła się w państwowych rękach po
okazyjnej cenie.
Argument mówiący o tym, że „Damę z gronostajem” mogliśmy cały czas
oglądać w kraju, jest nie do końca trafiony. Obraz można było wypożyczać,
powierzać w depozyt zagranicznym muzeom, a Minister Kultury nie miał na to
żadnego wpływu. W roku 2011 „Dama” została wypożyczona na trzy miesiące
muzeum madryckiemu, stamtąd trafiła do Berlina na następne trzy, a z
Berlina powędrowała na kolejny kwartał do Londynu, więc — jak łatwo
wyliczyć — przez dziewięć miesięcy była poza granicami Polski.
Kolejnym posłem, który wyraził swój sceptycyzm, był jeden z moich
ulubieńców — Andrzej Halicki:
Warto się zastanawiać, czy na liście wydatków, które wyniosły pół
miliarda złotych, było to potrzebne, skoro ten obraz przeleżał bezpiecznie
w Polsce tyle lat i był publicznie oglądany.
Jest rzeczą oczywistą, że na liście wydatków Halickiego i pozostałych
towarzysz z „drużyny dojenia”, jaką była Platforma Obywatelska, taka
pozycja nie znalazłaby się... Panie! Nie za takie pieniądze! Jeśliby się
znalazła, to kwota przeznaczona na ten cel byłaby przynajmniej trzy razy wyższa,
z tym że książę Adam Karol Czartoryski zainkasowałby dokładnie taką samą
sumę, jaką otrzymał teraz.
Ekipa spod hasła „by żyło się lepiej” pewnie przeznaczyłaby tę kasę
na tak trafione inwestycje, jaką niewątpliwie był projekt „Empatia”,
bardziej znany jako „portal dla bezdomnych”.
49 milionów poszło na portal, który miał usprawnić pracę pomocy społecznej
i umożliwić osobom potrzebującym takiej pomocy — w tym bezdomnym — składanie
wniosków on-line. Idea słuszna, tyle tylko, że aby taki wniosek złożyć,
oprócz dostępu do internetu, co — wydaje mi się — u osób bezdomnych
nie jest szeroko rozpowszechnione, trzeba być posiadaczem podpisu
elektronicznego, lub posiadać zaufany profil na platformie ePUAP... A tego to
już nawet nie będę próbował komentować.
Jak można było się spodziewać, a czego oczywiście ówcześni rządzący
przewidzieć w stanie nie byli, portal szału nie zrobił. W latach 2014-2015
za pomocą tego usprawniającego narzędzia złożono 346 wniosków (sic!).
Jak to ładnie ujęła w swoim raporcie Najwyższa Izba Kontroli: ...nie
przyczynił się on istotnie do usprawnienia rozpatrywanych spraw i poprawy
efektywności realizacji zadań, co oznacza — ni mniej, ni więcej —
że prawie 50 baniek poszło w błoto, bo cały projekt jest o kant dupy potłuc.
Odezwały się również bardziej „wysublimowane” głosy jak ten
zamieszczony na twitterze przez GWnianego funkcjonariusza medialnego — Pawła
Wrońskiego:
Swoją drogą, czy „kupowanie damy” przez starszego pana nie brzmi
cokolwiek podejrzanie i dwuznacznie?
Jaskrawy dowód na to, że sytuacja finansowa tonącej właśnie galery
„Agora”, ma bezpośredni wpływ na deficyt umysłowy jej galerników.
Komentowanie nie jest już możliwe.